Na początku roku doszło do krwawej rebelii w największym więzieniu w Manaus, stolicy brazylijskiego stanu Amazonas. Więźniowie wzięli kilkunastu strażników jako zakładników, atakowali współwięźniów z konkurencyjnych gangów, często bestialsko ich torturując przed ostateczną egzekucją. Bunt, a potem odbijanie więzienia z rąk skazańców zebrał żniwo 56 zabitych.
Kilka dni później więźniowie opanowali zakład karny w innym brazylijskim mieście – Natal. Wskutek walk między skazanymi i w wyniku akcji odbicia więzienia przez policję padło 30 zabitych. Ciała zamordowanych nosiły ślady tortur, niektóre były spalone, inne – pozbawione głów.
Do buntów w brazylijskich więzieniach dochodzi każdego roku po wielokroć. To czwarte na świecie państwo pod względem liczby populacji więziennej – ponad 600 tys. skazanych (więcej mają tylko USA, Chiny i Rosja). Przyczynami rebelii są przeważnie skrajne przepełnienie zakładów karnych, fatalne warunki sanitarne i żywieniowe, wojny gangów, które rywalizację między sobą przenoszą z ulic za kratki.
Emblematycznym dla Brazylii przykładem traktowania uwięzionych była masakra, do której doszło w 1992 r. w São Paulo, w osławionym więzieniu Carandiru. W brutalnej akcji policji zginęło 111 skazanych. Zbrodnia doczekała się filmów fabularnych i dokumentalnych, książek, wystaw, naukowych analiz. Carandiru zamknięto, a następnie zburzono jako symbol niehumanitarnego traktowania więźniów. Mimo symbolicznego gestu filozofia traktowania ludzi, którzy łamią prawo – dodajmy dla porządku: wielu z nich dopuszcza się zbrodni – nie zmieniła się. Możliwe, że jest nawet gorzej.
Oto w miasteczku Cascavel (po portugalsku: grzechotnik) w południowej Brazylii stworzono więzienie, które w założeniu miało być miejscem odosobnienia dla najgorszych zabójców i bossów gangów trzęsących innymi zakładami karnymi i organizujących krwawe bunty, jak choćby tegoroczne w Manaus i Natal.