Rzeka Suchiate na granicy Meksyku z Gwatemalą. Tamtego popołudnia nie było widać żadnych egzotycznych przybyszów, jednak Edgar – krzepki Ghanijczyk, który pracuje jako pontonowy – twierdzi, że zdarzają się dni, kiedy sam przeprawia po parę tratew Afrykanów. – Somalia, Erytrea, Kamerun, Nigeria, Gwinea – wymienia. – Haitańczycy udają Kongijczyków, żeby zasłużyć na lepsze traktowanie. Chociaż ostatniej jesieni roiło się tu od Kubańczyków, Edgar ocenia, że najwięcej idzie prosto zza miedzy. – Harówa okropna i marny zarobek. Za mało, żeby odłożyć – wzdycha. Obok, na brudnym piasku, kilkanaście kartonów z piwem Corona już czeka na załadunek.
Odległość na kopnięcie piłki futbolowej oddziela Ciudad Hidalgo na meksykańskim brzegu Suchiate od Ciudad Tecún Umán na gwatemalskim, siostrzanej mieściny nazwanej na cześć jednego z bohaterów narodowych, wodza Majów, który poległ w bitwie z Hiszpanami. Przez trzy i pół tysiąca lat ludzie swobodnie poruszali się po tych ziemiach, osiedlając na obszarze współcześnie należącym do czterech państw środkowoamerykańskich i pięciu stanów Meksyku. W 1882 r. rządy Meksyku i Gwatemali ustaliły dzisiejszy przebieg granicy. Liczy 956 km, z najdłuższym odcinkiem w stanie Chiapas, w części opierając się na rzekach Suchiate i Usmacinta, a w części przecinając pokryte dżunglą góry Korytarza Mezoamerykańskiego, drugiego po Amazonii ekosystemu świata.
Granica przenikania
Przy drucianej bramie strefy celnej, tuż za budą kontroli paszportowej, czterech jegomościów otacza wychodzących. Nie ściszają głosu. Gwatemalska straż graniczna lubi wlepiać kary po 200 quetzali (100 zł) za cokolwiek, na przykład nieczytelny stempel wjazdu.