Klęska głodu nie spada na ludzi nagle: poprzedza ją susza, złe zbiory, pomór bydła, wojna. Można się przygotować. Także tym razem eksperci wiedzieli przynajmniej od początku roku, że głód nadejdzie. I chociaż w czasie poprzedniej klęski w 2011 r. głód w Somalii zabił 260 tys. osób, a politycy i działacze organizacji pomocowych obiecywali, że „nigdy więcej”, dziś wszystko wskazuje, że katastrofa się powtórzy, tylko na większą skalę. Jaką? Nie wiadomo; eksperci szacują, że zagrożonych jest nawet 20 mln ludzi. Naturalnie tylko niektórzy z nich umrą, ale i tak straszny rekord sprzed sześciu lat niemal na pewno zostanie pobity.
W Somalii głód przyniósł już pierwsze ofiary śmiertelne. Apogeum katastrofy jeszcze przed nami: najgorsze nadejdzie na początku czerwca, o ile deszcze nie przyjdą wcześniej i nie będą obfite. Na razie jednak nic tego nie zapowiada.
1.
Głód grozi czterem krajom: Jemenowi, Somalii, Sudanowi Południowemu i Nigerii. Wszystkie cztery mają podobne problemy. Wszystkie są pustynne albo leżą na granicy pustyni. Brak jedzenia dotyka najczęściej miejsc, w których ludzie (ale też ich zwierzęta i uprawy) są szczególnie wrażliwi nawet na drobne zawirowania klimatu. Wystarczą spóźnione deszcze, susza. Tak było tam zawsze, ale tym razem sytuację pogarszają globalne zmiany klimatu, które pogodę czynią nieprzewidywalną. Według brytyjskiego National Centre for Atmospheric Science ilość opadów w regionie odrobinę wzrosła (o 0,3 mm rocznie) w latach 1996–2011 z powodu globalnego ocieplenia. Zmieniły się jednak miejsca, w których pada: w dużej części regionu pustynia przesuwa się na południe, odbierając ludziom uprawy, a ich zwierzętom pastwiska.
We wszystkich czterech krajach dotkniętych suszą nie działa administracja.