Niemcy przejmują zwolnione przez USA miejsce w ekonomicznych i politycznych relacjach z Państwem Środka.
Im bardziej lodowate są stosunki między Niemcami a Stanami Zjednoczonymi i im głośniej Donald Trump narzeka na Niemcy, tym bardziej te otwierają się na Azję. W zeszłym tygodniu Angela Merkel najpierw przez dwa dni gościła premiera Narendrę Modiego i całą delegację indyjskiego rządu, a później do Berlina przyjechał chiński premier Li Keqiang i też spędził w Niemczech dwa dni. W świat poszedł w tym czasie sygnał, że zarówno Niemcy, jak i Chińczycy, w przeciwieństwie do coraz bardziej protekcjonistycznego prezydenta USA, są zwolennikami nie tylko wolnego handlu, ale też porozumień dotyczących ochrony środowiska. Koncern Daimlera rozpoczął rozmowy ze swoim chińskim partnerem BAIC, dogadano się co do inwestycji w produkcję nowych samochodów elektrycznych Mercedesa Benza we wspólnej fabryce w Pekinie. A Airbus ma jeszcze intensywniej współpracować z Chińczykami na etapie projektowania i serwisu samolotów oraz helikopterów.
Podczas zaplanowanego na początek lipca szczytu G20 w Hamburgu ma się zjawić też prezydent Chin, Xi Jinping. A to, że Chiny wysyłają w ciągu zaledwie miesiąca do Niemiec dwóch swoich najważniejszych przywódców, pokazuje, że zainteresowanie jest obustronne. Chiny bardzo chętnie usiądą na krześle ważnego sojusznika, które niedawno dobrowolnie zwolnił Donald Trump. Niemcy też inwestują w kontakty z Państwem Środka – kanclerz Merkel w ciągu 11 lat odwiedziła 10 chińskich prowincji. Jednak z drugiej strony obawiają się ekspansji Chińczyków, którzy coraz śmielej przejmują kontrolę nad europejskimi przedsiębiorstwami.