W rocznicę Brexitu szef Rady Europejskiej zasłynął słowami, że jest marzycielem i to niejedynym. Aluzja do przeboju Johna Lennona „Imagine” w kontekście negocjacji rozwodowych między UE i UK została odczytana jako sugestia, że Tusk nie wyklucza, iż do rozwodu jednak nie dojdzie.
Takie plotki słychać dziś na salonach europejskich coraz częściej, bo porażka brytyjskich konserwatystów w przyspieszonych wyborach i wzmocnienie pozycji lewicowej opozycji Corbyna osłabiły politycznie premier UK. May przybyła na posiedzenie bez konkretów, ale z dobrą wolą.
Stara Unia marzy mniej
May obiecała mianowicie, że jest gotowa gwarantować, iż obywatele UE, a więc i Polacy, zachowają swoje prawa na Wyspach po rozwodzie. Reakcja liderów UE, w tym premier Szydło, była chłodna: krok we właściwym kierunku, ale niedostateczny.
Faktycznie: przecież nie wiadomo, ile są warte gwarancje pani premier, która wkrótce może być zmuszona do dymisji. Jest też inna bardzo trudna kwestia: Unia oczekuje, że w razie kontrowersji dotyczących przyszłego statusu obywateli UE na Wyspach arbitrem będzie unijny trybunał sprawiedliwości. A to jest nie do pogodzenia z celem brytyjskim, jakim jest całkowite „odzyskanie suwerenności” państwowej. Także z deklaracji May niewiele wynika i niewiele może się ostać.
Prócz marzyciela Tuska – jego wypowiedź wielokrotnie pokazywały światowe telewizje, w tym naturalnie BBC – są jednak w Unii liderzy z frakcji mniej marzycielskiej.