Trójmorze, łączące dziś 12 unijnych państw regionu, którego ostatni zjazd odbył się prawie rok temu w Dubrowniku, to powidok Międzymorza. Choć w nowej, bardziej subtelnej odsłonie. Przed drugim szczytem, który odbędzie się już za tydzień w Warszawie, na razie brak buńczucznych przemów o „polskim przewodnictwie”. Mówi się o sprawach, z którymi trudno się nie zgodzić: o konieczności poprawy infrastruktury pomiędzy krajami regionu (w tym słynnej Via Carpatia), bezpieczeństwie energetycznym, współpracy naukowej. Pojawiają się głosy o czerpaniu profitów z chińskiego nowego jedwabnego szlaku, który przez Europę Środkową musi przebiegać.
„Dzięki poszerzeniu istniejącej już współpracy (…) Europa Środkowa i Wschodnia staną się bardziej bezpieczne i bardziej konkurencyjne, przyczyniając się tym samym do wzmocnienia Unii Europejskiej jako całości” – można przeczytać w oficjalnej deklaracji przed szczytem.
1.
Rzecz jednak w tym, że ten dobry pomysł podszyty jest dobrze znaną prawicową retoryką. „Konieczne jest zniuansowanie układu relacji pomiędzy »centrum« i wskazanymi przez nie »peryferiami«, którego istotą jest jednokierunkowy transfer rozwiązań politycznych, ekonomicznych i kulturowych” – mówił w Dubrowniku Andrzej Duda. „Bardzo często abstrahuje on od narodowej wrażliwości i lokalnego kontekstu, uwarunkowanego odmienną historią i tradycją” – ciągnął, a jak wiemy z doświadczenia, tragedią Europy Środkowej (jak i innych peryferiów) jest to, że odrzucenie tego „transferu rozwiązań politycznych, ekonomicznych i kulturowych” kończy się prawie zawsze autokracją.