Prezydent Trump broni swego syna Donalda juniora, który ponad rok temu z entuzjazmem przyjął propozycję Rosjan dostarczenia sztabowi ojca, wówczas kandydata do Białego Domu, materiałów mających pogrążyć Hillary Clinton. Według prezydenta zbieranie haków na rywali w wyborach to „standard w polityce”, ale jeśli nawet się z tym zgodzić, to w USA nie uznaje się za normalną walkę z nimi przy pomocy agentów obcego, w dodatku nieprzyjaznego, mocarstwa. Metody takie – co przyznał sam Donald jr w wywiadzie dla Fox News – stosowane są natomiast w biznesie, co raz jeszcze potwierdza, że Trump pozostał przede wszystkim biznesmenem i nie rozumie bardziej skomplikowanych reguł i wyższych standardów etycznych obowiązujących przywódcę państwa.
Rewelacje o spotkaniu trumpistów z rosyjską adwokatką i byłym agentem rosyjskiego kontrwywiadu w czerwcu ub.r. w Nowym Jorku stanowią wystarczający już dowód, że byli oni przynajmniej gotowi do współpracy z Rosją, by wygrać wybory. Sprawę tę bada Kongres i specjalny prokurator Robert Mueller. Pozostaje do ustalenia, czy pretorianie Trumpa obiecali coś Rosjanom w razie jego zwycięstwa, na spotkaniu w Trump Tower albo przy okazji dalszych kontaktów. Moskwie zależy na zniesieniu sankcji po aneksji Krymu. Poza Donaldem jr. w spotkaniu w Trump Tower brał udział zięć prezydenta Jared Kushner. A sam prezydent, jak twierdzą jego adwokaci, podobno o spotkaniu w ogóle nie wiedział. Ale czy można uwierzyć, że jego syn i zięć ukryli przed nim ten fakt?
Prezydenturę Trumpa ocenia dobrze 36 proc. Amerykanów – żaden z jego poprzedników w ciągu ostatnich 70 lat nie miał tak niskich notowań po pół roku swoich rządów.