Obecnie panujący dalajlama jest w dobrej formie. Ma 82 lata, sześć lat temu przeszedł na polityczną emeryturę. Tybetańskim rządem na uchodźstwie w Indiach kieruje demokratycznie wybrany świecki. Natomiast dalajlama naucza na całym świecie buddyzmu. To jego najważniejsza aktywność. Ale co będzie, gdy go zabraknie? Pytanie ma nie tylko sens religijny. Chodzi też o politykę.
Chińskie władze dążą do przejęcia kontroli nad buddyzmem tybetańskim i jego instytucjami, na czele z instytucją dalajlamów, duchowych zwierzchników tego buddyzmu. Nie tylko w okupowanym Tybecie, ale i poza granicami ChRL. To zgodne z logiką rządów monopartyjnych, które nie tolerują żadnej instytucji od nich niezależnej, ale sprzeczne z logiką praw człowieka i zasadami demokratycznymi, które stara się wcielać w życie diaspora tybetańska pod przewodem XIV Dalajlamy.
Dalajlama wiele razy wyjaśniał, że z punktu widzenia tybetańskiej tradycji buddyzmu sprawa jego kolejnego odrodzenia (reinkarnacji) jest jasna: sam dał wskazówki na ten temat w swych oświadczeniach. Chiny Ludowe, choć oficjalnie ateistyczne, wydały natomiast dokument zapowiadający, że mają zamiar kontrolować sprawę reinkarnacji. Czyli ingerować w tybetańskie procedury, aby zachować polityczną kontrolę nad Tybetem.
Chcą mieć dalajlamę zależnego od Pekinu, który będzie pasem transmisyjnym chińskiej polityki dotyczącej Krainy Śniegów. Obecny XIV Dalajlama skomentował to tak: „Mówią, że czekają na moją śmierć i że sami rozpoznają wybranego przez siebie XV Dalajlamę. Opracowali szczegółową strategię, mającą oszukać Tybetańczyków, wyznawców tybetańskiej tradycji buddyzmu i społeczność międzynarodową”.
Ikona buddyzmu tybetańskiego podkreśla, że zachowanie komunistów, odrzucających ideę inkarnacji, jest niestosownym mieszaniem się w sprawę kolejnych wcieleń dalajlamy.