Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Selekcja, nie elekcja

Halimah Yacob, nowa prezydent Singapuru Halimah Yacob, nowa prezydent Singapuru Wallace Woon/Pool Photo/AP / East News

Halimah Yacob była najpopularniejszą kandydatką na stanowisko prezydenta Singapuru, ale po zdobyciu przez nią stanowiska w zeszłym tygodniu mieszkańcy kraju wyrazili powszechne oburzenie. To dlatego, że (jak głosi rozpowszechniany tam mem) wybory okazały się „selekcją, a nie elekcją”: dwaj konkurenci polityczki zostali bowiem w ostatniej chwili wykluczeni przez państwową komisję wyborczą, więc nominacja odbyła się bez żadnego głosowania.

Choć za granicą Singapur jest znany przede wszystkim jako czyste i bezpieczne państwo-miasto z ogromnym sukcesem gospodarczym na koncie, to w rzeczywistości jest to mała autokracja, od samej niepodległości rządzona wciąż przez to samo ugrupowanie – Partię Akcji Ludowej. Jego politykom zależy na prezentowaniu ojczyzny jako otwartej i tolerancyjnej, dlatego w tym roku o fotel prezydenta mogli się ubiegać tylko kandydaci z etnicznej mniejszości malajskiej, co już wcześniej rozwścieczyło Singapurczyków, mających w większości chińskie pochodzenie. Stanowisko głowy państwa jest jedynie ceremonialne, całość władzy spoczywa bowiem w rękach premiera (który jest synem poprzedniego szefa rządu, sprawującego urząd nieprzerwanie przez kilkadziesiąt lat), ale partia wolała dmuchać na zimne, eliminując kandydatów niezależnych i de facto mianując swoją byłą posłankę. A ta, jak się okazało po nominacji, nie jest stuprocentową Malajką, ma też bowiem pochodzenie indyjskie. Obiecuje jednak, że będzie służyć wszystkim Singapurczykom bez względu na ich korzenie.

Polityka 38.2017 (3128) z dnia 19.09.2017; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 11
Reklama