Między Madrytem a Barceloną trwa przepychanka. Niestety żadna ze stron nie łagodzi swojego stanowiska. Prezydent Katalonii oświadcza, że liczenie głosów oddanych w referendum niepodległościowym już się kończy, niedługo będzie mógł przekazać ostateczne wyniki i wówczas, podczas poniedziałkowej sesji katalońskiego parlamentu, ogłosi niepodległość. W odpowiedzi na taką deklaracje i w obawie przed konsekwencjami Madryt orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego tymczasowo zawiesza pracę katalońskich posłów. A to z kolei wzbudza wściekłość Katalończyków, którzy zapowiadają, że mimo zakazu i wbrew orzeczeniu Trybunału jednak parlament się zbierze.
Oto jak jest. Niepokojące wstępne wyniki plebiscytu, postępowanie katalońskiego rządu, który nie patrzy na konsekwencje i nie słucha argumentów tych, którzy mają wątpliwości, tylko jak czołg prze ku odseparowaniu się od Hiszpanii, i postawa Madrytu, który odrzuca rozmowy, ignoruje apele Barcelony, a na koniec wysyła do Katalonii setki funkcjonariuszy Gwardii Cywilnej i policji, i pozwala na użycie siły wobec demonstrantów, w dodatku nieproporcjonalnej do wydarzenia.
Do tego jeszcze król, który po tygodniach milczenia wygłasza orędzie, ale nie łączy tym przemówieniem Hiszpanów, tylko potępia działania władz Katalonii i winą za to, co się teraz dzieje w Hiszpanii, obarcza tylko jedną stronę. Ani słowem nie wspomina o rannych i o zachowaniu policji i gwardii. To wszystko tworzy ponury obraz dzisiejszej Hiszpanii. W dodatku nikt w tej sytuacji nie potrafi powiedzieć, co będzie dalej.