Jak się dowiadujemy, Donald Trump nie chce przedłużyć „certyfikatu” przestrzegania przez Iran porozumienia z USA i innymi mocarstwami, na mocy którego kraj ten zobowiązał się do przyhamowania prac nad swoim programem nuklearnym i ograniczenia go do celów pokojowych – w zamian za zniesienie dotkliwych sankcji ekonomicznych.
Prezydent ma to ogłosić w środę, tłumacząc, że układ nie leży w interesie z USA i należy go renegocjować. Jeśli to rzeczywiście oznajmi, Kongres będzie miał dwa miesiące na ewentualne przywrócenie sankcji, co będzie oznaczać zerwanie porozumienia.
W otoczeniu Trumpa nie ma jednomyślności w sprawie Iranu
Plany Trumpa to jego kolejny ryzykowny krok, o którym nie wiadomo, czy wynika z przemyślenia i kalkulacji zysków i strat, czy pokazania wyborcom, że jego gromy rzucane na układ z Iranem nie były słowami rzucanymi na wiatr. Układ, zawarty w 2015 r. przez Baracka Obamę, ma wiele wad, z których największa to zapis, że restrykcje na irański program atomowy wygasają po 8–10 latach. Istotnie opóźnia jednak perspektywę uzbrojenia się Iranu w broń nuklearną.
Wbrew oskarżeniom Trumpa reżim w Teheranie przestrzega, jak na razie, jego postanowień, co stwierdziła Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA). Renegocjacja układu nie jest realna – stanowczo odrzucił taką możliwość rząd irański. Nie chcą tego też pozostałe kraje-sygnatariusze, które chronią interesów swojego biznesu, dobrze zarabiającego na handlu z krajem ajatollahów.
W sprawie układu Trump nie zgadza się nawet z najbliższymi współpracownikami z gabinetu.