Świat

Abe i abekonomia

Premier Shinzo Abe i prezydent Donald Trump podczas obrad Zgromadzenia Ogólnego ONZ, 2 października 2017 r. Premier Shinzo Abe i prezydent Donald Trump podczas obrad Zgromadzenia Ogólnego ONZ, 2 października 2017 r. The White House / Wikipedia

Japoński premier Shinzo Abe rozpisał przyśpieszone wybory parlamentarne. Już raz wygrał na takim manewrze. Ale teraz posypały się na niego głosy krytyki, że osłabia kraj i naraża na polityczną próżnię, gdy reżim Kimów szykuje się do kolejnych prób jądrowych. Sam Abe twierdzi, że wobec nasilających się niepokojów w regionie to on właśnie jest gwarantem bezpieczeństwa. I jako silny lider, który nie tylko potrafi dogadywać się z głównym sojusznikiem Japonii Donaldem Trumpem, ale i negocjować ze stojącym na czele Korei Północnej Kim Dzong Unem, tylko on potrafi stawić czoło czyhającym na Japonię zagrożeniom. Wobec zarzutów, że nie dba o odbijającą się ostatnio w Japonii gospodarkę, i poświęca ją dla swoich politycznych rozgrywek, premier przypomina zasługi swojego programu gospodarczego, zwanego abekonomią, i zapowiada, że część środków z planowanej w 2019 r. podwyżki podatku przekieruje na edukację oraz opiekę nad dziećmi i osobami starszymi.

Przeprowadzone w 2014 r. przedterminowe wybory przyniosły mu większość w parlamencie. Teraz na łatwą powtórkę liczyć nie może, ale po miesiącach słabych sondaży, afer korupcyjnych i oskarżeń o nepotyzm jego notowania się polepszyły, więc Abe postanowił to wykorzystać. Dodatkowo opozycja jest skłócona, a partia Kibo, czyli formacja, którą założyła była minister obrony w rządzie Abego, a dzisiaj popularna gubernator Tokio Yuriko Koike, jeszcze nie okrzepła, lecz szybko zyskuje na popularności, więc premierowska ucieczka do przodu zaczyna nabierać sensu.

Polityka 41.2017 (3131) z dnia 10.10.2017; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 10
Reklama