Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Maski ulicy

Boliwia: los pucybuta bez twarzy

La Paz z El Alto tworzą największą aglomerację w Boliwii. La Paz z El Alto tworzą największą aglomerację w Boliwii. Marzena Wystrach
Zamaskowanych pucybutów, w dużej części dzieci, jest tak dużo, że stali się symbolem La Paz. W przewodnikach uspokaja się turystów, by się ich nie bali.
Jako pucybuci pracuje tu ok. 3,5 tys. osób, większość zakrywa twarz. Dla Babasa (powyżej) kominiarka jest jak maska supermana, dodaje mu pewności siebie.Marzena Wystrach Jako pucybuci pracuje tu ok. 3,5 tys. osób, większość zakrywa twarz. Dla Babasa (powyżej) kominiarka jest jak maska supermana, dodaje mu pewności siebie.

Babas (36 l.): – Zakładam kominiarkę, bo to coś, co mnie identyfikuje. Jest jak maska supermana. Moja teściowa nie wie, czym się zajmuję, myśli, że mam firmę sprzątającą.

Manuel (32 l.): – Zacząłem zakrywać twarz, od kiedy poszedłem do szkoły. Teraz to także coś, co mnie wyraża, gdy rapuję.

Ricardo (27 l.): – Dyrektorka mojej szkoły wie, czym się zajmuję, ale koledzy już nie. Niektórzy widzieli, jak to robię, ale chyba nikomu nie powiedzieli.

Gazeta dla superbohaterów

Mural na ścianie jednej z ulic La Paz w Boliwii: człowiek w kominiarce, obok skrzynka pucybuta i napis „Każda praca jest godna”. Jednak tutejsi pucybuci (hiszp. lustrabotas), prawdopodobnie jako jedyni na świecie, zakrywają twarze. Dlaczego?

Praca, jaką wykonują, jest marginalna społecznie i niestabilna ekonomicznie. Zazwyczaj są to osoby, które wychowały się na ulicy lub wciąż na niej żyją. Ludzie uważają ich za bandziorów i narkomanów – tłumaczy Jaime Villalobo, założyciel fundacji El Hormigón Armado (hiszp. żelbeton). Jego pierwszym pomysłem, w 2005 r., było stworzenie ulicznej gazety. Podpatrzył to w Wielkiej Brytanii, gdzie funkcjonuje tytuł współtworzony i sprzedawany przez bezdomnych. Jaime sam był jeszcze hipisem, chciał zmieniać świat. Projekt miał się skupić na dzieciakach związanych z ulicą, ale okazało się, że większość z nich na jakimś etapie swojego życia była pucybutami.

Villalobo zebrał do pomocy kilku przyjaciół i zaprosił 40 osób z ulicy do swojego domu. Trochę go to przerosło: – To nie były dzieciaki, do jakich przywykliśmy. Ciche i nieufne. Jeden wyciągnął drut i zaczął się ciąć. Byłem przerażony. Ale potem jakoś poszło.

Na początku nikt gazety nie kupował.

Polityka 48.2017 (3138) z dnia 28.11.2017; Na własne oczy; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Maski ulicy"
Reklama