Woda wyrywa z jezdni asfalt, niesie deski, śmieci i Bóg wie co jeszcze. Jest noc. Tam gdzie niedawno była główna ulica Cap-Haïtien, drugiego co do wielkości miasta Haiti, teraz przelewa się rzeka. Wysiadł prąd i domy po obu stronach drogi są posępne i głuche. Tylko w alejach i pod okapami daszków przemykają zmokłe postacie mężczyzn. Gdzie ich licho niesie po nocy?
Corinne Joachim Sanon i jej robotnicy utknęli w korku. Rozklekotane ciężarówki i poobijane samochody zablokowały ulicę. Przykryta dziurawą plandeką furgonetka jest wypełniona wiadrami świeżo zebranych ziaren kakaowca. Między nimi tłoczą się robotnicy. Siedzą na kubłach, na desce pod ścianą, kolegom na kolanach. Głodni i zmarznięci. – Poszukam innej drogi – decyduje Corinne i podnosi się. – Bernadin, ty pójdziesz ze mną – rzuca w stronę czarnoskórego robotnika, który kuli się na drugim końcu pick-upa. Po chwili oboje zeskakują z paki ciężarówki. Wpadają w wodę do pas.
Z nasion kakaowca, które wiezie Corinne, ma powstać najwyższej jakości czekolada. Organiczna, ręcznie wytwarzana. Firma Corinne Les Chocolateries Askanya produkuje jedną z 50 najsmaczniejszych czekolad świata. Tak przynajmniej twierdzą sędziowie na prestiżowym Salon du Chocolat w Paryżu. Ale czy Corinne uda się pokonać rozpadającą się infrastrukturę Haiti, niemoc archaicznej biurokracji i klęski nieurodzaju? Czy zwiększy produkcję w swojej fabryce na tyle, by na stałe zaistnieć na światowym rynku?
Aby czekolada Askanya powstała, zachowała słodycz i świeżość, Corinne musi dostarczyć ziarna do punktu fermentacji w ciągu 24 godzin od ich zerwania. Zostało jej tylko osiem. W tym czasie musi przejechać przez zakorkowane Cap-Haïtien i dotrzeć do fabryki w Ouanaminthe, na granicy z Dominikaną (która zajmuje drugą część wyspy Haiti, dawnej Hispanioli).