Świat

Odkrywcy winy

Portugalia: gorzki spór o kolonialną przeszłość

Pomnik Odkrywców w Lizbonie Pomnik Odkrywców w Lizbonie Hans-Peter Merten / Getty Images
Portugalczycy burzliwie i boleśnie rewidują historyczny mit dobrotliwego i niewinnego imperium. Pretekstem jest budowa pewnego pomnika.
Targ niewolników w Lizbonie – obraz anonimowego autora z XVI w.AN Targ niewolników w Lizbonie – obraz anonimowego autora z XVI w.

Mieszkańcy Lizbony w ramach tzw. budżetu partycypacyjnego przegłosowali decyzję o budowie pomnika. Ma on upamiętniać ofiary kolonializmu, przede wszystkim handlu ludźmi i niewolnictwa w dawnym imperium portugalskim. Mimo że od połowy XV w. Portugalia była przez blisko cztery stulecia jednym z najważniejszych centrów handlu niewolnikami, w Lizbonie ani żadnym z większych miast tego kraju nie ma pomnika, tablicy czy muzeum oddających hołd ofiarom kolonializmu i uznających niechlubną rolę kraju w dziejach niewolnictwa.

Milczenie o mrocznej przeszłości odróżnia Portugalię od innych dawnych imperiów kolonialnych, które uczestniczyły w zniewalaniu mieszkańców Południa, przede wszystkim Afrykanów. Haniebną rolę Wielkiej Brytanii w dziejach kolonializmu opowiada Muzeum Niewolnictwa w Liverpoolu. W Waszyngtonie powstało Narodowe Muzeum Afroamerykańskiej Historii i Kultury. Podobne muzea istnieją w Brazylii (São Paulo) i Francji (Nantes). W Portugalii dopiero niedawno otworzono niewielkie muzeum poświęcone czasom niewolnictwa, lecz na uboczu, z dala od obserwatorów ze świata i samych Portugalczyków – w małej miejscowości Lagos na południu kraju, na miejscu dawnego targu niewolników. Tamże w połowie XV w. wyładowano na europejski ląd pierwszych 235 niewolników z Afryki.

Jednak stolica kraju, w której Afrykanie są widoczni na ulicach od XV w., milczy o swojej roli w dziejach niewolnictwa. „To, że Portugalia XXI w. nie przyjmuje do wiadomości własnej przeszłości, jest poważną i niezrozumiałą luką – mówiła niedawno prasie Beatriz Gomes Dias, przewodnicząca Stowarzyszenia Potomków Afrykanów, które zainicjowało budowę pomnika. Państwo portugalskie, jak twierdzi Dias, notorycznie odrzuca uznanie niewolnictwa jako jednego z głównych składników historycznego dziedzictwa, a także uchyla się od przyznania, że rasizm stanowi część teraźniejszości. „Pomnik przywróci prawdę o portugalskiej historii”.

Portugalski Holocaust

Spór o przeszłość wybuchł wiosną 2017 r., kiedy prezydent Portugalii Marcelo Rebelo de Sousa odwiedził Senegal, dawną francuską kolonię, dokąd wcześniej – bo już w XV w. – dotarli Portugalczycy. Stamtąd przywieźli do kraju pierwszych niewolników. W czasie wizyty na wyspie Goree, skąd do Europy odpływały statki z niewolnikami, Rebelo de Sousa pochwalił jedynie swój kraj za uznanie niewolnictwa za niesprawiedliwe. Chodziło mu o pierwsze nieśmiałe ustawy abolicjonistyczne z lat 60. XVIII w. Nie padło słowo „przepraszam”.

Reakcją na milczenie prezydenta był ostry list 50 intelektualistów, którzy nazwali senegalskie wystąpienie Rebela de Sousy „odgrzewaniem wybielonej wersji kolonialnego zniewolenia, wciąż popularnej wśród wstecznych odłamów portugalskiego społeczeństwa”. Wtedy też pojawiła się idea pomnika. Jedni uznali decyzję o jego budowie za absolutnie konieczną i doskonałą – wszak mowa o blisko 6 mln ludzi, których Portugalczycy wywieźli na swoich statkach z Afryki na inne kontynenty. Zwolennicy monumentu mówią, że była to zbrodnia podobnego wymiaru co Holokaust i trzeba w końcu wyciągnąć z szafy zasuszonego trupa kolonializmu.

Inni próbują godzić tradycję „krzepienia serc” z postawą „szarpania ran, by nie zabliźniły się błoną podłości”. Pewien komentator chwali pomysł postawienia pomnika, ale tylko jeśli jego rolą nie będzie „samobiczowanie się w służbie politycznej demagogii” bądź ukazywanie portugalskiego kolonializmu jako okrutniejszego od innych. Wreszcie – silne są nurty „zmiękczania” odpowiedzialności Portugalii za niewolnictwo aż po otwarty negacjonizm.

Historyk Joao Pedro Marquez mówi, że pomnik posłuży pewnej wizji historii, którą lansuje – jego zdaniem – skrajna lewica, mająca w tym polityczny cel. „Przeświadczenie, że Lizbona była stolicą handlu niewolnikami, to kompletne kłamstwo”. W jego szczytowym momencie – twierdzi – stolica Portugalii pełniła marginalną rolę: handel odbywał się bezpośrednio między handlarzami z terenów dzisiejszej Angoli i Brazylii.

Debata o przeszłości przeniosła się w końcu na ulice. Rewizjoniści mitu Portugalii Niewinnej zorganizowali demonstrację wokół pomnika jezuity Antonia Vieiry (1609–97). Jest on uważany przede wszystkim za obrońcę rdzennej ludności Brazylii. Równocześnie korzystał jednak z pracy niewolników, przywożonych do Brazylii z Afryki. Przed pomnikiem jezuity doszło do wojny na okrzyki i transparenty między „szarpiącymi rany” a ultranacjonalistami, którzy próbowali zaatakować rewizjonistów heroicznej wizji portugalskiej historii. Fizycznej przemocy zapobiegła interwencja policji. W prasie tymczasem pojawiły się porównania tego starcia do podobnych, jakie miały miejsce w USA, gdzie niedawne usuwanie pomników konfederatów z Południa wywołało gwałtowne reakcje orędowników supremacji białej rasy.

Targ w Lagos

Najpewniej w 1444 r. na plaży w Lagos zostali wyładowani z portugalskiego statku pierwsi niewolnicy z zachodniej Afryki. Tam powstał pierwszy w Portugalii i pierwszy w całej Europie targ niewolników. „Dzieci, widząc, że oddziela się je od rodziców, rzucają się z powrotem ku nim – pisał kronikarz Gomes Eanes de Zurara. – Matki ściskające dzieci w ramionach, trzymając je, rzucają się na ziemię, nie zważając na spadające na nie ciosy...”. W ciągu następnych dwóch dekad handel ludźmi przeniesiono z Lagos do Lizbony – stolica Portugalii stała się jego centrum.

W 1486 r. król utworzył Lizboński Dom Niewolników, który obsługiwał handel ludźmi. Niewolnicy, transportowani wtedy zazwyczaj z terenów dzisiejszego Konga i Beninu, maszerowali zakuci w kajdany z doków nad Tagiem do więzienia Domu Niewolników. Tam ich rejestrowano, wystawiano na aukcję na placu Pelourinho Velho, opodatkowywano transakcje. Ze względu na próby unikania płacenia podatków król zarządził, że wszyscy niewolnicy przypływający do Portugalii muszą zostać wyładowani w Lizbonie i przejść przez Dom Niewolników. Łamanie nakazu karano wysokimi grzywnami. Stąd już w XVI w. około 10 proc. ludności Lizbony stanowili Afrykanie.

Inna droga handlu niewolnikami wiodła z Afryki do portugalskiej kolonii w Ameryce Południowej: Brazylii. Rozwijająca się tam gospodarka cukrowa potrzebowała rąk do pracy, której nie byli w stanie wykonywać rdzenni mieszkańcy kontynentu – Indianie. Ci ostatni, zniewalani i przymuszani do morderczej pracy na plantacjach trzciny, wymierali. Tymczasem Portugalczycy mieli już doświadczenie wyzyskiwania niewolniczej pracy Afrykanów na plantacjach cukrowych na wyspach św. Tomasza, u zachodnich wybrzeży Afryki. Doświadczenie to dało początek transatlantyckiemu handlowi ludźmi. Przymusowa praca Afrykanów utrzymywała gospodarkę cukrową Brazylii, a stamtąd cukier płynął do Portugalii.

Krytyczni historycy nie mają wątpliwości: portugalskie imperium rabunkiem, wyzyskiem i niewolnictwem stało. W powieści „Baltazar i Blimunda” laureat literackiego Nobla José Saramago opisuje króla Jana V wysłuchującego swego skarbnika – ów przedstawia władcy spis dóbr dostarczanych z podbitych ziem: „... z Melinde kość słoniowa, z Mozambiku Murzyni, złoto, z Angoli również Murzyni, ale trochę gorsi, kość słoniowa, ta z kolei najlepsza, jaką można znaleźć na całym zachodnim wybrzeżu Afryki, z wysp św. Tomasza drewno, mąka maniokowa, banany, pataty, kury, banany, koźlęcia, indygo, cukier, z Wysp Zielonego Przylądka trochę Murzynów”.

Odkrycia, czyli zbrodnia

Wielu Portugalczyków wciąż postrzega czasy kolonializmu i niewolnictwa przede wszystkim jako erę odkryć. Portugalscy „bohaterowie mórz” z czasów kolonializmu sławieni są w słowach hymnu narodowego. Pomniki żeglarzy to nieodłączna część krajobrazu tutejszych miast. Na miejscu dawnego targu niewolników w Lagos znajduje się statua Henryka Żeglarza, który rozpoczął „odkrycia”. Tyle że z perspektywy „odkrywanych” to był podbój, zniewalanie ludzi, wyzysk, eksterminacja. Słowo „odkrycia” maskuje jedną z największych zbrodni nowożytnych dziejów.

Nieprzerobiona wina i odpowiedzialność za zbrodnie kolonializmu i niewolnictwa, brak realistycznego spojrzenia na własną przeszłość, syndrom kolektywnego wyparcia owocują dziś u wielu Portugalczyków poczuciem, że oto dokonuje się zamach na ich narodową tożsamość. Społeczeństwo, którego imperialna potęga należy do odległej historii, chciałoby się chlubić tym, że ma wielki udział w „odkryciach” – a te są, według tej narracji, osiągnięciem całej cywilizacji europejskiej.

Tymczasem włączenie w refleksję o przeszłości perspektywy ofiar sprawia, że niewielka dziś, raczej uboga w porównaniu z europejskimi potęgami Portugalia traci niejako przypieczętowany pozytywny wkład w dzieje kontynentu. Kolokwialnie mówiąc: nie ma się czym pochwalić. Tak przynajmniej odbierają dyskusję i pomysł wzniesienia pomnika ofiar kolonializmu obrońcy mitu Portugalii Niewinnej.

Mit ów to element długiego trwania w historii tego kraju. W istotnej mierze także skutek długotrwałej dyktatury António Salazara i jego pogrobowców (1932–74). To wówczas kultywowano i rozwijano fałszywe wyobrażenie o Portugalii jako dobrotliwym imperium, łagodniejszym niż inne, niemal pokojowym. Portugalczyk – według tej mitologii – miał być łagodniejszy od innych konkwistadorów-kolonistów, bo przywykły od dawien dawna do kontaktów z innymi kulturami; niby wtapiający się łatwiej niż inni w warunki tropiku. Ukształtowaniu się tej rzekomej łagodności miał sprzyjać katolicyzm, stępiąjący ponoć – inaczej niż protestantyzm – międzyrasowe konflikty. Twierdzenie to nie znajduje jednak potwierdzenia w historii.

Mity Portugalii o samej sobie służyły uzasadnieniu utrzymywania zamorskich kolonii w czasach powstań, rebelii i dekolonizacji niemal całej Afryki w latach 50. i 60. XX w. Portugalia najdłużej ze wszystkich europejskich imperiów utrzymała swoje afrykańskie kolonie (Mozambik i Angola), bo aż do 1974 r. Ale wyobrażenia o Portugalii Niewinnej nie upadły bynajmniej wraz z końcem kolonializmu.

W szkołach – jak mówi Gomes Dias – nadal naucza się o Portugalczykach jako o „dobrych odkrywcach”, „dobrotliwych Europejczykach”, którzy w Afryce cywilizowali istoty niżej rozwinięte, wymagające wybawienia. Sugeruje się, że dzisiejsi Portugalczycy pochodzą od tamtych właśnie dobrych żeglarzy. A wszystko to przyczynia się do przeświadczenia, że niebiali nie należą do społeczeństwa prawdziwych Portugalczyków.

Mit łagodnego kolonisty

Ustalenia historyków o niewolnictwie pod portugalskim batem podważają mit łagodnego kolonisty. Niewolnicy na plantacjach cukrowych w Brazylii żyli średnio tylko siedem lat. Prawie nie reprodukowali się – inaczej niż w Stanach Zjednoczonych. Ich położenie zależało bardziej od sytuacji gospodarczej w danym czasie, a nie rzekomej łagodności kolonistów z Portugalii lub ich potomków urodzonych w Ameryce Południowej. „Było notorycznym zjawiskiem, iż w okresach dla kolonii dobrych, w okresach dobrej koniunktury cukrowej, niewolnikom było najgorzej. Właściciele nie chcieli poświęcać środków na produkcję żywności wtedy, gdy mogli je przeznaczyć na robienie pieniędzy” – pisał w „Historii Brazylii” polski badacz dziejów tego kraju Marcin Kula.

Często dochodziło do buntów i ucieczek niewolników z plantacji. Sprzyjały im klimat, wielkość kraju, warunki terenowe. Zbiegli niewolnicy zakładali osady zwane quilombos, gdzie rządzili się swoimi prawami, czcili swoich bogów, żyli według własnego obyczaju. W 1630 r. zbiegli niewolnicy założyli nawet własne państewko – Palmares, które przetrwało ponad sześć dekad. Podobne ucieczki i rebelie stwarzały poczucie zagrożenia wśród białych właścicieli plantacji. Ci ostatni – co bynajmniej nie dziwi – niejednokrotnie padali ofiarą krwawej zemsty zbuntowanych.

Niewolnictwo w Portugalii i jej koloniach zniesiono ostatecznie dopiero w 1869 r., a faktycznie zakończyło się dziewięć lat później. Jeszcze w latach 30. XX w. można było spotkać w Lizbonie ludzi, którzy urodzili się jako niewolnicy. W okresie międzywojennym Liga Narodów wszczęła dochodzenie w sprawie pracy niewolniczej w portugalskich koloniach w Afryce. Niewolnicze praktyki trwały tam na dobre aż do wojen wyzwoleńczych w Angoli i Mozambiku.

Rasizm w Portugalii?

W portugalskim sporze nie chodzi o samą historię, lecz także o teraźniejszość. O rasizm i dyskryminację. Również i tu mamy co najmniej dwie narracje. Jedna przedstawia Portugalię jako kraj całkowicie wolny od rasizmu i ksenofobii – i ma argumenty, które przemawiają za takim przeświadczeniem. Gdy w Europie rosną partie karmiące się takimi postawami, w Portugalii nie mają one politycznego znaczenia. W czasie zwiększonego napływu uchodźców w ostatnich latach parlament podwoił kwoty przyjmowanych. Premierem kraju jest Antonio Costa, polityk o hinduskich korzeniach.

Krytycy przekonania o otwartości Portugalii pytają natomiast retorycznie: czy to nie dziwne, że w kraju, który od 500 lat ma silne związki z Afryką, jest tylko jeden czarnoskóry parlamentarzysta (Helder Amaral)? Sam Amaral, pytany o tę kwestię, mówił niedawno, że rasizm w Portugalii nie artykułuje się w sposób otwarty. Gomes Dias dodaje, że tutejszy rasizm ma charakter strukturalny. Czarnoskórych rzadko widać w sferze publicznej: polityce, biznesie, mediach, mimo że stanowią ok. 12 proc. mieszkańców Lizbony. Stowarzyszenia wspierające ludność o korzeniach afrykańskich wskazują na dyskryminację we wszystkich obszarach życia: edukacji, rynku pracy, wymiarze sprawiedliwości.

Na potwierdzenie tego mają twarde dane. Na przykład z sondażu ośrodka European Social Survey wynika, że Portugalia jest... najbardziej rasistowskim krajem w Europie. Pytano ankietowanych, czy wierzą w istnienie ras i grup etnicznych, które rodzą się bardziej inteligentne i bardziej pracowite niż inne. 53 proc. Portugalczyków odpowiedziało, że tak; średnia europejska to 29 proc. Podobny odsetek Portugalczyków – 54 proc. – odpowiedział „tak” na pytanie: czy istnieją kultury lepsze i gorsze, czy może raczej kultury są równe (cokolwiek to znaczy)? Tu średnia europejska wynosi 44 proc.

Portugalski przykład uświadamia po raz kolejny, że polityka historyczna rzadko dotyczy samej przeszłości. Najczęściej dotyka dnia dzisiejszego, społecznych przekonań (często fałszywych), porządku symbolicznego, tożsamości. Okazuje się też, że nie tylko burzenie starych pomników jest znakiem rewolucji bądź innych głębokich przemian społecznych. Próby wznoszenia nowych także.

Polityka 11.2018 (3152) z dnia 13.03.2018; Świat; s. 43
Oryginalny tytuł tekstu: "Odkrywcy winy"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną