Na pierwszy rzut oka to polityczny dinozaur, wykpiwany bezlitośnie przez komików. Jak sam przyznaje, przypomina trochę Jasia Fasolę – zawsze ubrany w garnitur z marynarką i krawatem. Robi lekko nadąsane miny niczym prymus prywatnej szkoły. Jest jakby postacią wyciętą z komiksu, pacynką arystokraty z początku XX w., mitem stworzonym na zamówienie arcykonserwatywnej prawicy. Chodzącym żartem.
Nie potrzeba jednak wcale cudu, by Jacob Rees-Mogg został nowym premierem Wielkiej Brytanii, następcą wijącej się w negocjacjach z Unią Theresy May. Z ekscentrycznego ekstremisty przepoczwarzył się bowiem w ojca chrzestnego twardego brexitu, idei irracjonalnej – jak twierdzi przytłaczająca większość ekspertów – która jednak jak żadna inna potrafi dziś rozniecić emocje Brytyjczyków. Przy czym Rees-Mogg, jak przystało na dżentelmena sprzed stu lat, nie okazuje żadnych emocji.
Spinki z kogutkiem i łabędziem
Ale z Jasiem Fasolą coś ich różni. Bohater słynnego serialu gnieździł się w wynajętym pokoju. Rees-Mogg, syn byłego redaktora „The Times” Williama, mieszka z żoną, certyfikowaną arystokratką, i sześciorgiem dzieci w rezydencji Gournay Court w West Harptree. W garażu trzyma dwa swoje skarby – zabytkowe bentleye.
Żona Rees-Mogga, Helena de Chair, oczekuje na spadek, fortunę w wysokości 45 mln funtów (Rees-Mogg oświadczył się ponoć pod jednym z sześciu bezcennych obrazów van Dycka w domu panny de Chair). Tylko ona może zobaczyć męża bez garnituru, krawata i spinek z kogutkiem i łabędziem (to rodzinny herb). Jak sam przyznaje, gdyby nie miał ich na sobie poza domem, spaliłby się ze wstydu. Rees-Mogg ma lekkiego bzika na punkcie formalnego stroju. Od dziecka był starym malutkim. Już w wieku 12 lat zrobiono mu zdjęcie z „Financial Times” w ręku (zaczął też wtedy inwestować w akcje), maszyną do pisania i dwoma misiami zabawkami (jak na Fasolę przystało).