Na marmurowej tablicy przed najwyższym budynkiem Panamy (a jeszcze do niedawna całej Ameryki Łacińskiej) można przeczytać napis „Trump”: ale jedynie z bardzo bliska, bo to tylko odciśnięte ślady po zerwanych przez obsługę posrebrzanych literach. Tak wygląda finał miesięcznej batalii o kierowanie przybytkiem pomiędzy rodziną amerykańskiego prezydenta a mieszkającym w Stanach cypryjskim biznesmenem. Ten ostatni wykupił większość apartamentów w hotelu i po odkryciu, że przynosi on milion dolarów strat rocznie, namówił resztę inwestorów do przegłosowania pozbycia się Trumpa, w jednym z maili nazywając go „pijawką”.