Czy Angela Merkel jest gotowa do wyrazistego przestawienia zwrotnicy w polityce europejskiej rządu pana Morawieckiego? Co konkretnie poza frazesami mają do zaproponowania Unii i Niemcom premier i prezydent Polski?
Gesty pojednawcze są naturalnie lepsze niż drwiny i pohukiwania z czasów rządu pani Szydło, ale nie wiemy, w czym konkretnie ma się teraz przejawiać wspólna akcja niemiecko-polska na rzecz jedności UE.
Gesty, deklaracje, brak konkretów
Pani kanclerz i pan premier podczas krótkiej konferencji prasowej zademonstrowali, że po obu stronach jest dziś pozytywna wola polityczna do konstruktywnej współpracy bilateralnej i w ramach Unii. Jednak konkrety nie padły. Morawiecki powtarzał pisowską narrację na temat demontażu trójpodziału władz. Zaledwie kilka dni temu prezydent Duda jednym tchem wymienił Unię Europejską i dawne mocarstwa rozbiorowe.
Która narracja jest prawdziwa? Dudy serdecznie witającego w poniedziałek kanclerz Merkel czy Dudy w Kamiennej Górze, dzielącego się z mieszkańcami swymi mądrościami o Unii i rozbiorach?
Są chwile, gdy Niemcy kanclerz Merkel sprawiają wrażenie, jakby lepiej rozumiały polskie interesy narodowe niż niektórzy obecni polityczni przywódcy Polski. Te interesy polegają na partnerskiej współpracy w ramach UE, a nie na antagonizowaniu naszych najważniejszych partnerów z Niemcami na czele.
Niestety, taki kurs obrał nowy obóz rządzący za ministra Waszczykowskiego i premier Szydło. A ton nadały mu buńczuczne wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego o reparacjach wojennych i złośliwości na temat pani Merkel. Jeśli PiS wysyła nam dziś sygnał, że w stosunkach polsko-niemieckich wszystko idzie ku lepszemu, to czy ma na to zgodę Kaczyńskiego? Przecież to jego głos jest decydujący.
Można się pocieszyć, że przynajmniej wizyta pani Merkel w naszym kraju, zaraz po spotkaniu z prezydentem Macronem, jest czytelnym, wiarygodnym i ostatecznym znakiem, że w oczach rządu niemieckiego Polska ma szanse należeć do liderów Unii Europejskiej.