Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Zostanie z nami

Kochamy go i jesteśmy dumni, że żyliśmy za jego pontyfikatu – tak można streścić uczucia większości Polaków żegnających Jana Pawła II.

W środku chłodnej sobotniej nocy pod pałacem arcybiskupim w Krakowie stały setki młodych ludzi – w milczeniu. Migotają płomyki świec. Ktoś intonuje „Barkę” – ulubioną piosenkę papieża. Ludzie podejmują melodię. W oknie, w którym tyle razy pokazywał się Jan Paweł II, wystawiono krucyfiks i kwiaty. Dlaczego tu jesteście? – pyta dwoje przytulonych do siebie studentów reporterka telewizyjna. – Żeby tu być, poczuć znów obecność papieża – odpowiada dziewczyna i uśmiecha się. – Przyprowadziła nas tu pamięć o tym, co papież zrobił dla świata i Polski – dodaje po chwili chłopak.

Mają po dwadzieścia kilka lat – urodzili się pewnie już za tego pontyfikatu. Jan Paweł II był dla nich od zawsze – nie tak jak dla mojego pokolenia. Stałem pod tym samym oknem w 1979 r. Kończyłem studia. Papież Wojtyła to był dla mnie grom z jasnego nieba. Historia stanęła dęba. Czułem, że teraz już nic nie będzie takie samo, bo papież Polak wprowadzi Polskę na mapę świata, nie tę geograficzną, lecz tę w żywej świadomości narodów dalekich i bliższych. A z Polską – naszą część Europy.

Przed domem biskupów krakowskich nie krzątały się wtedy dziesiątki reporterów. Nikt nie pytał ludzi, dlaczego tu przyszli i co dla nich znaczy papież Polak. Szczera odpowiedź nadana w eter mogłaby się okazać wywrotowa. Miała pozostać sprawą prywatną. Ale na mszę papieską na krakowskich błoniach przyszło ponad milion ludzi – największe dobrowolne zgromadzenie Polaków w historii. To była zbiorowa odpowiedź na niezadane pytanie.

Szliśmy wtedy grupą raczkujących opozycjonistów ze Studenckiego Komitetu Solidarności na spotkanie młodzieży z papieżem na Skałce. W tłumie ludzi stojących na chodnikach niektórzy z nas rozpoznawali funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa, którzy się nimi „opiekowali”.

Polityka 14.2005 (2498) z dnia 09.04.2005; s. 5
Reklama