Etiopia i Erytrea ogłosiły zakończenie trwającej 20 lat wojny.
Tłumy wiwatujące na ulicach cichej zazwyczaj Asmary i widzowie przyklejeni do telewizorów podczas relacji na żywo w Addis Abebie: tak reagowali mieszkańcy Erytrei oraz Etiopii na historyczne spotkanie prezydenta Erytrei Isajasa Afwerki i premiera Etiopii Abiy Ahmeda, które zakończyło 20-letni stan wojny. Konflikt, który kosztował życie 70 tys. osób, wybuchł w 1998 r. o graniczne miasto Badme i choć porozumienie pokojowe podpisano już dwa lata później, to żadne z państw go nie przestrzegało, a na niewygasłym froncie dochodziło do potyczek. Nagły zwrot akcji to zasługa nowego premiera Etiopii, który od kwietnia intensywnie reformuje kraj, obracając jego cele polityczne o 180 stopni.
Dzień po podpisaniu porozumienia obie stolice uruchomiły zawieszone 20 lat temu połączenia telefoniczne, zapowiedziały powtórne otwarcie ambasad i granic oraz przyjmowanie samolotów swoich linii lotniczych. Separatystyczna partyzantka w Etiopii ogłosiła, że kończy działalność, a Erytrea, że udostępni sąsiadowi swoje porty. Nie wiadomo jednak, co to zbliżenie tak naprawdę oznacza dla mieszkańców obu krajów, zwłaszcza Erytrei nazywanej często Koreą Północną Afryki. Tamtejszy rząd korzystał z niewygaszonej wojny do usprawiedliwiania przymusowych powołań do wojska, podporządkowywania sobie sądownictwa i mediów oraz wtrącania opozycjonistów do więzień bez wyroków – na razie władze nie zrobiły nic, co sugerowałoby, że chcą z tych metod zrezygnować. A etiopski premier Ahmed do obiecanego oddania sąsiadom Badme musi jeszcze przekonać mieszkańców miasteczka, którzy są tej decyzji przeciwni. Wojnę zawsze łatwiej rozpocząć, niż skończyć.