Z pewną taką nieśmiałością
Indie wychodzą naprzeciw potrzebom higienicznym kobiet
Premier Indii Narendra Modi, na różowo i z podpaską w tle, ogłosił właśnie z namaszczeniem, że „środki higieny po przystępnych cenach to lepsza ochrona, poprawa zdrowia i emancypacja kobiet”. W ten sposób ogłosił dobrą wiadomość, że środki te zostaną wyłączone spod podatku VAT. Bez VAT sprzedawane też będą pralki i lodówki, ale o to nie szła walka. Kiedy ponad rok temu rządowa komisja do spraw VAT (złożona z 31 mężczyzn) ustanowiła 12-proc. podatek, uznając podpaski za produkt luksusowy, ruszyła fala protestu. Połączyła studentki, gwiazdy Bollywood oraz aktywistki NGO, powstał ruch #LahuKaLaagan (dosł. podatek od krwi), zgromadzono 400 tys. podpisów. A że powoli zbliżają się wybory, przyszła pora na gest wobec kobiecego elektoratu.
Podpaski są w Indiach tanie, kosztują 5–12 rupii (czyli najdroższe jakieś pół złotówki), ale i tak, według ogólnonarodowego sondażu, są niedostępne dla ponad 60 proc. kobiet między 16. a 24. rokiem życia, a w uboższych stanach centralnych i wschodnich nawet dla 80 proc. Często stosowane są szokujące środki zastępcze: piasek, trociny, liście, popiół. Przyjmuje się, że 75 proc. dolegliwości kobiecych związanych jest z brakiem higieny podczas menstruacji. Z kolei co czwarta dziewczynka kończy naukę szkolną wraz z pierwszą miesiączką, również z powodu braku toalet w wielu wiejskich szkołach. Coraz nowocześniejsze, podbijające kosmos Indie wydają się żyć w kilku epokach naraz. Zdarza się ciągle, że kobietom podczas okresu zabrania się wchodzić do świątyń, pozbawia się je miejsca przy stole i nie mogą dotykać jedzenia albo zamykane są na ten czas w komórce.