O tym, że to Niemcy, a nie Turcja zorganizują za sześć lat piłkarskie mistrzostwa Europy, prezydent Recep Tayyip Erdoğan dowiedział się w hotelu Adlon w Berlinie. Wcześniej, na lotnisku Tegel, aktywiści z organizacji Reporterzy bez Granic powitali go krytycznymi transparentami. „Pan Erdoğan ląduje w Berlinie, dziennikarze w więzieniach” – głosił największy napis.
Tak w czwartek 27 września zaczęła się trzydniowa wizyta tureckiego przywódcy w Niemczech. Następnego dnia zgrzytów też nie brakowało, ale był czerwony dywan, obiad u Merkel i bankiet w pałacu Bellevue – u prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera. Nawet Władimir Putin, który w sierpniu spotkał się z panią kanclerz w Mesebergu pod Berlinem, nie został tak przyjęty.
„Panie prezydencie, niech pan odwoła bankiet!” – apelował do Steinmeiera tabloid „Bild”. Większość zaproszonych zbojkotowała imprezę. Bijan Djir-Sarai z liberalnej FDP tłumaczył, że nie można zasiadać do stołu z Erdoğanem, „gdy niemieccy obywatele siedzą w tureckich więzieniach, a Ankara coraz bardziej oddala się od wartości demokratycznych i praw człowieka”.
Po nieudanym puczu części wojska w lipcu 2016 r. Erdoğan ostro rozprawia się z przeciwnikami politycznymi i ich sympatykami. Z pracy zwolniono tysiące osób, w tym policjantów, urzędników ministerialnych, nauczycieli. Do aresztów trafiło m.in. wielu dziennikarzy, wysokich rangą oficerów, sędziów i prokuratorów. Wśród zatrzymanych było kilkudziesięciu obywateli Niemiec. „Zatrzymania […] nastąpiły także w związku z krytycznymi wobec rządu wypowiedziami w mediach społecznościowych” – ostrzega rodzimych turystów MSZ w Berlinie. „Bild” nazywa zaś Turcję „królestwem ciemności” i „miejscem strachu dla każdego, kto jest innego zdania niż prezydent”.