Nowego prezydenta ma także Etiopia, a właściwie panią prezydent – Sahle-Work Zewde, wybraną przez parlament, pierwszą w dziejach kraju i obecnie jedyną na kontynencie. Ma duże doświadczenie dyplomatyczne, ostatnio reprezentowała sekretarza generalnego ONZ w Unii Afrykańskiej.
Nowa funkcja jest w dużym stopniu reprezentacyjna, władzę sprawuje premier Abiy Ahmed, ale ta nominacja, jak ogłosił jego rzecznik, „w naszym patriarchalnym społeczeństwie ma rangę symbolu”. Istotnie: w rankingu równości płci World Economic Forum Etiopia zajmuje 115 miejsce – na 144.
Tydzień wcześniej premier Ahmed sam wykonał symboliczny gest: w nowym (odchudzonym z 28 do 20 ministrów) rządzie równo połowę stanowią panie. Są mniej podatne na korupcję niż mężczyźni i bardziej oddane pracy – tłumaczył premier w parlamencie.
Kobiety objęły m.in. dwa newralgiczne resorty: obrony oraz pokoju (tekę stworzoną po raz pierwszy, obejmującą również nadzór nad wywiadem i służbami specjalnymi). Etiopii pod rządami Ahmeda udało się zakończyć trwający dwie dekady krwawy konflikt z Erytreą i uśmierzyć wielomiesięczne zamieszki na domowym froncie: powstanie Oromów, mieszkającej na południu kraju najliczniejszej grupy etnicznej, protestującej przeciwko politycznej i ekonomicznej marginalizacji. Premier, sam wywodzący się z Oromo, jest u władzy dopiero od kwietnia, wypuścił wielu więźniów politycznych, rozpoczął ambitny program prywatyzacji oraz innych reform – i stał się jedną z (niewielu) nadziei dzisiejszej Afryki. Miejscami jego popularność zaczęła zamieniać się w uwielbienie, co akurat jest ryzykownym zadatkiem na przyszłość.