Tych ludzi kryła państwowa mafia. Kryło ich kierownictwo policji, ale musiały ich kryć także ministerstwo spraw wewnętrznych i rząd” – to słowa prezydenta Słowacji Andreja Kiski, opublikowane 22 października w gazecie „Dennik N”. Dotyczą organizacji przestępczej, której istnienie wyszło na jaw na początku roku. To wtedy obywatele tej spokojnej, niedużej republiki dowiedzieli się, że w wiejskim domku niedaleko stolicy zawodowi mordercy zastrzelili dziennikarza śledczego Jana Kuciaka i jego narzeczoną Martinę Kusznirovą.
Na ulice wyszły w marszach protestu tłumy, ukarania sprawców domagali się politycy, dziennikarze, artyści, aktorzy, biskupi. Zamordowany dziennikarz zajmował się tropieniem afer gospodarczych, zasłynął kilkoma tekstami m.in. o wyłudzaniu eurodotacji i wyłudzaniu VAT. W jego tekstach przewijali się wpływowi politycy i biznesmeni, dobrze zakolegowani z ministrami i ówczesnym premierem Robertem Fico. Właśnie dlatego rządzące elity są podejrzewane o to, że jeśli nawet nie inspirowały, to przynajmniej tolerowały zachowania, które prowadziły do mordu.
Relacje media–politycy
Premier Fico, wcześniej niepokonany w sondażach, musiał się podać do dymisji, podobnie jak szef MSW. Rząd upadł, ale Fico nie wycofał się z polityki. Nadal komentuje wydarzenia publiczne i szykuje się do miękkiego lądowania na jakimś lukratywnym stanowisku. Nie jest to na pewno kres jego kariery. Wielu podejrzewa, że nadal pociąga za sznurki w polityce.
Słowackie media o korupcji piszą często, niezależnie od tego, czy w kraju rządzi akurat lewica czy prawica. Dziennikarstwo śledcze cieszy się tam wielkim poważaniem i jest traktowane bardzo serio przez redakcje, które za punkt honoru biorą sobie takie publikacje.
Rządzący przez lata nauczyli się je ignorować: nie komentować, nie odpowiadać na pytania albo odpowiadać bezczelnie głupio, zbywać, wyśmiewać, traktować dziennikarzy jak źle wychowanych natrętów.