Zderzenie norweskiej fregaty „Helge Ingstad” – podczas natowskich manewrów Trident Juncture, trwających od 25 października do 7 listopada – z tankowcem pod maltańską banderą to pech i koszty, ale nie pierwszy taki wypadek przy pracy. Zderzenia z cywilnymi jednostkami na zatłoczonym zachodnim Pacyfiku przydarzały się już amerykańskim niszczycielom. Gdy szukano przyczyn, wskazywano na braki w wyszkoleniu i przemęczenie załóg, wynikające z wydłużania misji pod presją konieczności politycznej. Niewykluczone, że pod koniec wymagających ćwiczeń załogę norweskiego okrętu też zawiodła czujność lub sprzęt.
Trident Juncture były największymi ćwiczeniami od dekad, w dodatku prowadzonymi w miejscu będącym dla Rosji strategicznym korytarzem prowadzącym na Zachód. Amerykański lotniskowiec zapuścił się poza koło podbiegunowe. Siły szybkiego reagowania NATO pospieszyły na ratunek Norwegii. A niemieckie Patrioty zapewniały osłonę przed atakiem rakietowym. NATO ćwiczyło odparcie agresji siłami wszystkich sojuszników w prawie zimowych warunkach – bo im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju. Z Polski była fregata ORP „Pułaski” i kontyngent z 21. Brygady Strzelców Podhalańskich – udział skromny, bo w kraju trwa Anakonda, najważniejsze ćwiczenia Wojska Polskiego.