Gdzie kobiety są chętniej widziane w wojsku, w Słowenii czy w Finlandii? Odpowiedź wcale nie jest oczywista.
Słowenia ma nowego dowódcę sił zbrojnych, 55-letnią panią generał Alenkę Ermenc, jedyną w NATO. Prezydent Borut Pahor powierzył jej misję, z którą dwaj jej poprzednicy nie dali sobie rady. Słoweńska brygada w siłach NATO oblała test gotowości bojowej, a armii przydarzyło się kilka niemiłych wydarzeń. Poza głośną bójką, kradzież amunicji spod hotelu w Lipsku, przeznaczonej dla słoweńskiej misji w Mali, oraz odnotowane w mediach społecznościowych rozpadające się buty słoweńskich żołnierzy na niedawnych manewrach NATO w Norwegii, klejone srebrną taśmą samoprzylepną. Gen. Ermenc, która dostała za zadanie „szybkie przywrócenie sprawności armii”, trafiła do wojska w 1991 r., kiedy rozpadała się Jugosławia, odbyła studia w londyńskim Royal College of Defence Studies, a generałem majorem została nie dalej jak trzy tygodnie temu. Ma pod sobą 7,5 tys. żołnierzy, włączając aktywnych rezerwistów.
W armiach 29 państw NATO kobiety stanowią 10,9 proc. O mały włos zabrakłoby ich w stowarzyszonej z Paktem Północnoatlantyckim Finlandii. Otóż minister obrony Jussi Niinisto zaproponował niedawno, aby w ramach oszczędności zawiesić służbę wojskową kobiet. W przeciwieństwie do męskiej, obejmującej wszystkich 18-latków (choć można ją odbyć w instytucjach cywilnych), kobiety zgłaszają się do niej – od 1995 r. – na ochotnika. W tym roku rekordowe 1,5 tys. dziewcząt, które na tle kolegów wyróżniają się niezwykłą motywacją. Zapowiedzi ministra wywołały burzę, wyraźnie nie wstrzelił się w epokę i nastroje, więc się szybko wycofał, ogłaszając, że „sam się ze sobą nie zgadza”. Tę formułę ratunkową warto podpowiedzieć wielu innym politykom.