„Cebulowi spekulanci zapłacą cenę” – twierdzi prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan, który zarządził lotne kontrole hurtowni warzywnych w całym kraju. Z turecką cebulą rzeczywiście jest problem, bo od początku roku podrożała czterokrotnie. Ale to nie wyjątek: ceny żywności w ogóle urosły w tym okresie o ponad 30 proc. Większość ekonomistów twierdzi, że to efekt inflacji, która według nieoficjalnych danych sięga już nawet 24 proc. A to z kolei rezultat dwóch czynników: ucieczki kapitału do Ameryki, która podwyższa stopy procentowe, i fatalnej polityki gospodarczej Erdoğana.
Hurtownicy i rolnicy tłumaczą się, że musieli podnieść ceny, bo z powodu inflacji bardzo podrożało importowane z zagranicy paliwo i nawozy sztuczne. A magazynują cebulę, bo musi im starczyć na sprzedaż do końca zimy. Erdoğan widzi w tym jednak spisek. A jego teorię kolportują przyjazne rządowi media, które relacjonują na żywo policyjne naloty na magazyny cebuli i przepytują zastraszonych rolników. Liderka opozycji Meral Akşener kpi, że Erdoğan uznał cebulę za organizację terrorystyczną. Ale nie ma co się śmiać, bo Bogu ducha winni producenci cebuli pełnią dziś w Turcji podobną rolę: są wyimaginowanym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa i zasłoną dla nieudolności rządu.