W kwietniu i maju 900 mln obywateli zagłosuje w wyborach parlamentarnych w Indiach. Wynik może zagrozić pluralistycznemu charakterowi najludniejszej demokracji świata. Jeśli Narendra Modi i Indyjska Partia Ludowa (BJP) odniosą ponowne zwycięstwo, zdobędą faktyczną kontrolę m.in. nad wymiarem sprawiedliwości, organami nadzoru oraz instytucjami edukacyjnymi. Dlaczego to niepokojące? Rządząca od 2014 r. partia i Modi doszli do władzy dzięki obietnicom poprawy sytuacji ekonomicznej. Szybko jednak premier zmienił strategię i skupił się na religijnej polaryzacji społeczeństwa. BJP promuje zrodzoną przed stu laty radykalną ideologię hindutwy – hinduskości. Popularność Modiego maleje od roku, m.in. z powodu decyzji o wymianie banknotów i wprowadzeniu nowego podatku. Uderzyły one w drobnych przedsiębiorców i niższą klasę średnią, największą grupę wyborców. BJP stopniowo traci władzę w poszczególnych stanach. A Rahul Gandhi, spadkobierca potężnej dynastii politycznej (jego pradziadek jako pierwszy premier republiki nadał jej świecki i tolerancyjny charakter), stara się umocnić liberalną Partię Kongresową przed wiosennym starciem. Wybory będą więc walką o ducha Indii otwartych, demokratycznych i mozaikowych. Szczególną symbolikę nadaje im przypadająca 2 paździenika 2019 r. rocznica 150. urodzin Mahatmy Gandhiego – promotora ruchu non-violence i duchowego ojca wieloetnicznych Indii, zamordowanego przez hinduistycznego ekstremistę. Przez cały rok odbywać się będą celebracje i akcje społeczne na jego cześć, a 2 października obchodzony będzie na świecie jako Międzynarodowy Dzień Bez Przemocy.
Te indyjskie wybory mają wyjątkowe znaczenie dla ładu międzynarodowego. Wobec nasilającego się nacjonalizmu i populizmu m.in. w Brazylii, Chinach i USA wielka azjatycka demokracja może mieć wpływ tonizujący.