Przed hiszpańską i portugalską konkwistą tereny Urugwaju zamieszkiwał lud Charrua. Charrua walczyli o prawo do ziemi i istnienia – z Hiszpanami, Portugalczykami, Brytyjczykami, a potem także z Brazylijczykami. Ostatecznie rdzennych mieszkańców wyniszczyli zdobywcy i przywiezione przez nich choroby.
„Mężczyźni Charrua słynęli z tego, że nie poddawali się w obliczu porażki” – piszą Maria Hawranek i Szymon Opryszek w fascynującym zbiorze reportaży o Urugwaju „Wyhoduj sobie wolność”. Z hardości wojowników Charrua narodził się romantyczny mit garra charrua (dosłownie: pazur Charrua) – gloryfikujący słabszych, którzy dzięki sile charakteru nie dają się silniejszym. Umieją pokazać pazur. To swego rodzaju wersja legendy o zwycięstwie Dawida nad Goliatem – tyle że bez happy endu. Charrua nie zdołali oprzeć się podbojom; ostatni wyginęli w walce zbrojnej lub poszli do niewoli w latach 30. XIX w.
Urugwajczycy – społeczeństwo, które stworzyli przede wszystkim biali potomkowie Hiszpanów – nigdy nie musieli toczyć wielkich wojen. Nie bardzo lubią, gdy sugeruje się, że wpływ na współczesną kulturę Urugwaju mieli wymordowani przez ich przodków autochtoni. A jednak duch małego, dzielnego ludu Charrua przesyca Urugwajczyków.
Czy inaczej zaryzykowaliby na przykład walkę sądową z potężnym koncernem tytoniowym Philip Morris, który rocznie zarabia więcej niż Urugwaj i mógłby zrujnować finansowo mały kraj z powodu jego polityki antynikotynowej? Chodziło o ustawowy nakaz ostrzegania przed chorobami wywoływanymi przez palenie na opakowaniach papierosów – 80 proc. ich powierzchni zaczęły zajmować traumatyzujące zdjęcia chorych i ich wyniszczonych organów.
W 2009 r. były to najdalej idące na świecie przestrogi; dla producenta papierosów – antypromocja, czarny piar, zwalczanie sprzedawanego produktu w majestacie państwa i prawa.