Hiszpania, korygując 2,7 tys. znaków drogowych, obniżyła właśnie dozwoloną prędkość na drogach lokalnych ze 100 do 90 km na godz. To na nie przypada tu 80 proc. wypadków z ofiarami śmiertelnymi, a Hiszpania, jak podano w rządowym uzasadnieniu, chce się znaleźć wśród najbezpieczniejszych państw Unii, poniżej 30 śmiertelnych ofiar na drogach na milion mieszkańców (w 2017 r. w Hiszpanii było ich 39). Do tej superbezpiecznej grupy należą dziś Szwecja, W. Brytania i Holandia, a blisko ma Dania, Irlandia i Estonia. Listę zamykają, od końca: Rumunia (z prawie stoma ofiarami na milion), Bułgaria, Chorwacja, Polska (75 ofiar) i Łotwa.
Francja, w środku tej stawki, jak wiadomo, przed rokiem obniżyła prędkość na drogach lokalnych z 90 do 80 km na godz., co stało się podglebiem fali protestów żółtych kamizelek, oskarżeń o „paryski elitaryzm” i brak zrozumienia dla problemów prowincji, gdzie samochód jest podstawowym narzędziem pracy. A przy okazji samorzutnie zniszczono w całej Francji 60 proc. radarów łapiących na przekroczeniu prędkości. Premier Edouard Philippe, broniąc tamtej decyzji, ogłosił, że zmniejszenie prędkości, statystycznie rzecz biorąc, uratowało życie 116 osobom, a w ub.r. liczba wypadków drogowych (3259, o 189 mniej niż rok wcześniej) była „historycznie najniższa”.
Z kolei Steffen Seibert, rzecznik kanclerz Merkel, ogłosił, że nie jest przewidziane ograniczenie prędkości na niemieckich autostradach do 130 km na godz., co było rozważane z powodów ekologicznych. Natomiast w Austrii minister transportu Norbert Hofer z Partii Wolności wprowadził pilotażowy projekt zwiększenia prędkości na autostradach ze 130 do 140 km na godz. Na razie testowany jest na dwóch odcinkach, a jeśli pomiary ekologiczne będą pozytywne, prędkość zostanie zwiększona na dwóch trzecich austriackich autostrad.