Wygłoszone we wtorek wieczorem (czasu USA) przez Donalda Trumpa doroczne orędzie o stanie państwa przypomniało nam, dlaczego został on prezydentem USA, a w przede wszystkim – dlaczego Partia Republikańska (GOP) postawiła na niego i nadal uparcie go popiera. Przemówienie było majstersztykiem politycznej manipulacji. Demokraci, chociaż po odzyskaniu większości w Izbie Reprezentantów są dziś znacznie silniejsi, nie powinni sądzić, że łatwo odsuną go od władzy.
Inny Donald Trump
Tego wieczora ujrzeliśmy Trumpa innego niż ten znany dobrze z agresywnych tweetów i nieustannego atakowania oponentów. Politykę konfrontacji i strachu zastąpiła – nie całkiem, ale jednak – polityka miłości. Amerykańskie orędzia o stanie państwa to zawsze najlepsza okazja do takiego otwarcia, ujrzeliśmy więc tradycyjny repertuar niekontrowersyjnych, patriotycznych gestów mających jednoczyć naród, jak pozdrawianie z mównicy „specjalnych gości”: dziecka wyleczonego z raka, astronauty z pierwszej wyprawy Apollo na Księżyc (50. rocznica w tym roku!) czy weteranów wojen, w tym żołnierza wyzwalającego obóz koncentracyjny w Dachau.
Ale było coś jeszcze, np. gałązka oliwna wyciągnięta do kobiet w rekordowej liczbie wybranych w ubiegłym roku do Kongresu – niemal wszystkich z Partii Demokratycznej. Trump powtórzył swe alarmistyczne wizje nielegalnych imigrantów zagrażających jakoby bezpieczeństwu i pomyślności kraju, ale w sprawie osławionego muru brzmiał bardziej pojednawczo niż dotąd, mówiąc o „ogrodzeniu” tylko w miejscach wskazanych przez straż graniczną i ani słowem nie wspominając o zamiarze wprowadzenia stanu wyjątkowego, żeby zbudować mur bez zgody Kongresu, czym niedawno groził.