Nursułtan Nazarbajew abdykuje. Tytularnie pozostawał prezydentem, ale Kazachstan znajduje się w tym miejscu świata, gdzie republiki – schowane za parawanami pozornych wyborów parlamentarnych i prezydenckich – rządzone są według monarszych wzorów. I to monarchii, którym bliżej do patrymonialnych porządków, gdzie majątek państwowy utożsamiany jest z majątkiem osobistym władcy, jego klanu i popleczników.
Ostatni ze starej gwardii komunistycznych sekretarzy
Poprzednie wybory w 2015 r. Nazarabjew wygrał z poparciem prawie 98 proc. Co oczywiście nie jest ilustracją prawdziwej popularności. Bardziej skali korupcji, autorytaryzmu, kultu jednostki i stosunku do praw człowieka.
Ojcowie narodów zawsze odchodzą nie w porę. Nazarbajew był od zawsze, jeszcze od czasów sowieckich. Rezygnacja uważana jest za nagłą, wbrew jego 78 latom i wieloletnim spekulacjom m.in. o stanie zdrowia. Był ostatnim ze starej gwardii komunistycznych sekretarzy, których rozpad imperium katapultował na głowy niepodległych państw.
Historia pisana przez jego rodaków pewnie będzie dla niego łaskawa, nawet bez cenzury. Udało mu się – jak m.in. Hejdarowi Alijewowi w Azerbejdżanie – przekuć zasoby ropy naftowej i gazu ziemnego w zbudowanie pozycji niezależnego państwa, zapewnienie stabilizacji i względnego, jak na region, dobrobytu. Przy czym ten już od kilku podgryzany jest przez bardzo głęboki kryzys gospodarczy, wzmacniany spadkami cen surowców.
Kto po Nazarbajewie?
Z naftowych pieniędzy robił użytek według własnych wyobrażeń, gustów i w służbie megalomanii. Zmienił lokalizację stolicy, nową przyozdobił budynkami, w których projektowaniu uczestniczył. Zgodnie z regionalnym trendem niedawno zarządził odejście od cyrylicy na rzecz alfabetu łacińskiego, co symbolicznie miało wskazać, że mimo bardzo bliskich związków trzyma dystans do Rosji i łatwiej odnajdzie się w zglobalizowanym świecie.