Złota nić
Wielka Brytania: Lud domaga się większej demokracji, a uwielbia panujących?
Największą w tym względzie zagadką jest monarchia brytyjska. Skąd ta aprobata dla złoconych karet, przepychu i splendorów, skoro w istocie królowa jest tylko dekoracją polityczną?
Elżbieta II skupia w swoim ręku wszystkie trzy władze, ba – nawet więcej, bo także władzę duchową, jest bowiem głową nie tylko państwa, ale i Kościoła. Parlament składa się z monarchy, Izby Lordów i Izby Gmin; nawiasem mówiąc, tron brytyjski fizycznie znajduje się w Izbie Lordów. Jednak tzw. prerogatywy królewskie zostały niemal w całości przejęte przez ministrów.
Ich kontrasygnata musi figurować na każdej, choćby najmniejszej i najskromniejszej decyzji monarchy. Królowa jest całkowicie i bez reszty ubezwłasnowolniona politycznie. Dzięki temu nie można mieć do niej o nic pretensji i realizować konstytucyjną zasadę: The Queen can do no wrong, czyli Królowa nie może czynić zła, w znaczeniu: nie myli się. Może więc pozostawać symbolem jedności, niczym u nas orzeł biały, który również się nie wypowiada.
Ostatni brytyjski monarcha, który zadarł z parlamentem, nazywał się Karol I i został ścięty. Potem bez parlamentu próbował rządzić Jakub II. I został wygnany. Od tego czasu żaden monarcha nigdy nie próbował w praktyce ustalić zakresu swoich uprawnień.
Świadoma maskarada
Królowa jest źródłem wszelkich zaszczytów i przywilejów, nadaje szlachectwo, ordery i odznaczenia, ale listę tych zaszczytów układa premier. Nawet prawo łaski, tradycyjne prawo królewskiego miłosierdzia nad skazanym, zostało monarchom wydarte. Jerzy V próbował kiedyś wyjednać dwóm skazanym łaskę u swego ministra spraw wewnętrznych. Król był bardzo dobrze przygotowany, argumentował zwięźle i przekonująco, znał akta, „ale niestety nie mogłem przystać na jego stanowisko” – napisał w pamiętnikach drań minister, jakby zapominając, kto był królem, a kto poddanym.