Bankowiec z telewizji – tak jeszcze do niedawna nowego prezydenta kojarzyli Litwini. Posturą i zachowawczością przypomina postacie, w które wciela się Colin Firth. Erudyta, znawca sztuki, bywalec salonów, kolekcjoner antycznych książek. Żeby ocieplić swój wizerunek, na początku roku usiadł za fortepianem i nagrał przeróbkę „What a Wonderful World” (prawie jak Putin). Przy okazji okazało się, że ma całkiem dobry głos.
54-letni Gitanas Nausėda jest ekonomistą i wykładowcą akademickim. W drugiej turze, która na Litwie odbyła się wraz z wyborami do europarlamentu, zdobył prawie 66 proc. głosów. Nie jest zawodowym politykiem, chociaż popularności mógłby mu pozazdrościć niejeden zawodowiec. Przez wiele lat pracował w bankowości i jako komentator ekonomiczny często pojawiał się na ekranach telewizorów. Stąd jego wysoka rozpoznawalność na starcie.
Pochodzi z Kłajpedy. Na Uniwersytecie Wileńskim skończył studia ekonomiczne. W latach 90. był na stażach naukowych w Niemczech, a później w Banku Światowym w Waszyngtonie. Ma tytuł doktora, wykładał na uczelni. Ale na Litwie w latach 90. nie było to zbyt dochodowym zajęciem. Dlatego żeby się utrzymać, zaczął pisać do prasy na temat gospodarki. – Po powrocie z Niemiec przyniósł mi swój tekst, który opublikowałem. Po jakimś czasie zaproponowałem mu współpracę – wspomina początek lat 90. ówczesny redaktor działu ekonomicznego dziennika „Lietuvos rytas” Rimvydas Valatka.
Nausėda w walce o prezydenturę miał dwóch poważnych konkurentów: konserwatywną posłankę Ingridę Šimonytė oraz obecnego premiera Sauliusa Skvernelisa z populistycznego i antyestablishmentowego Związku Chłopów i Zielonych. Rozpoczął kampanię wyborczą jako pierwszy. – Przeprowadził ją w amerykańskim stylu, przedstawiał się jako kandydat dla wszystkich i starannie omijał drażliwe kwestie – tłumaczy litewski publicysta Aleksander Radczenko i zaznacza, że żaden kandydat podczas kampanii nie wykazywał tak ogromnej chęci zwycięstwa.