My mamy mieć Fort Trump, Izraelczycy już mają Wzgórza Trumpa, w podzięce za zasługi amerykańskiego prezydenta. Uroczystość na Wzgórzach Golan, gdzie się znajdują, miała podniosłą oprawę: premier Benjamin Netanjahu mówił, że to „historyczna chwila”. Trzy miesiące temu Trump, w prezencie w kampanii wyborczej Netanjahu, uznał izraelską suwerenność nad Wzgórzami. Izrael okupuje je, kosztem Syrii, od 1967 r., a w 1981 r. ogłosił tu swoją suwerenność, nieuznawaną do dziś przez Radę Bezpieczeństwa. Skrytykowała ona teraz marcową decyzję prezydenta USA, tak jak i UE oraz wiele innych państw i organizacji. Wzgórza Trumpa, Ramat Trump, w północnej części Golanu, mają charakter czysto propagandowo-wirtualny. Prócz wielkiej tablicy i kawałka syntetycznej trawy nic tu nie ma. W przyszłości miałoby tu powstać izraelskie osiedle dla 120 rodzin, ale nie ma go w planach ani w budżecie. Decyzje miałby podjąć jesienią, po wyborach, już nowy gabinet.
Nieustabilizowana sytuacja w Izraelu, kiedy to Netanjahu po remisowych wyborach nie udało się utworzyć rządu, dodatkowo utrudnia żywot planu zięcia prezydenta, Jareda Kushnera, dotyczącego Bliskiego Wschodu. Zawiera marchewkę dla Palestyńczyków: obietnicę 50 mld dol. inwestycji i podwojenie PKB w ciągu 10 lat. Wcześniej jednak administracja Trumpa poobcinała wszelkie fundusze wspierające Palestyńczyków, doprowadzając Strefę Gazy na skraj katastrofy humanitarnej. Władze Autonomii, od decyzji Trumpa o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela, bojkotują wszelkie kontakty z administracją amerykańską, co jeszcze bardziej komplikuje jakiekolwiek rozmowy.