W Brukseli karierę robi pojęcie autotomii. To mechanizm obronny, dzięki któremu zagrożona atakiem drapieżnika jaszczurka potrafi odrzucić swój ogon. Ten odciąga na jakiś czas uwagę napastnika, co pozwala jaszczurce uciec i przeżyć.
– To wy jesteście tym drapieżnikiem – mówi anonimowo Holender, wieloletni urzędnik Komisji Europejskiej. Przez słuchawkę nie widać, czy się śmieje, czy mówi poważnie. – Wasze rządy tylko pożerają Unię, dając niewiele w zamian. Jego zdaniem „stara” Unia przygotowuje się na odrzucenie ogona i ucieczkę do przodu, czego dowodem ma być jej nowe kierownictwo.
1.
To będzie najbardziej federalistyczna drużyna z możliwych. Von der Leyen, Michel, Borrell i Lagarde – co ich łączy? Wizja głębokiej integracji europejskiej, pochodzenie – poza Hiszpanem – z państw założycieli wspólnot, waluta euro i francuski – wszyscy mówią w tym języku. Ten ostatni łącznik wskazuje na sternika całej czwórki, Emmanuela Macrona. Z podobnego klucza starej Unii szefa wyłonił również europarlament – będzie nim włoski socjaldemokrata David Sassoli.
Jeśli szukać zwycięzcy zeszłotygodniowego szczytu Rady Europejskiej, podczas którego wyłoniono kandydatury na stanowiska – odpowiednio – przewodniczących Komisji i Rady, unijnego „ministra” spraw zagranicznych oraz szefa Europejskiego Banku Centralnego, to był nim prezydent Francji. Charles Michel, jego polityczny przyjaciel, to powrót do belgijskiego, bardziej wycofanego – po Tusku – stylu na tym stanowisku. Z Christine Lagarde, odchodzącą szefową Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Macron rozumie się bez słów. Wyjątkiem jest Josep Borrell, szef hiszpańskiego MSZ, ale trzeba było jakoś zdobyć przychylność hiszpańskich socjalistów.