Świat

Miasto cierń

HONGKONG: Pokolenie sprzeciwu

Protestujący weszli na drogę, z której nie da się już zawrócić. Nie mają liderów, nie mają struktury, nie mają planu, nie kalkulują. Protestujący weszli na drogę, z której nie da się już zawrócić. Nie mają liderów, nie mają struktury, nie mają planu, nie kalkulują. Thomas Peter/Reuters / Forum
Bunt Hongkongu to akt desperacji w obliczu nieuchronnego. Pekin tworzy sobie właśnie pokolenie sprzeciwu.
Młodzi aktywiści są coraz bardziej zdesperowani. Obecną formę protestu przyjęli z konieczności.Forum Młodzi aktywiści są coraz bardziej zdesperowani. Obecną formę protestu przyjęli z konieczności.

Gdy Chiny przejmowały Hongkong w 1997 r., wytwarzał on 20 proc. chińskiego PKB. Dziś – zaledwie 3 proc. Ale w dalszym ciągu inwestorzy wolą rozprowadzać akcje na giełdzie w Hongkongu, czwartej na świecie, utrzymywać tam swoje siedziby i kapitał. Słusznie uważają, że są lepiej chronieni przez pozostawione przez Brytyjczyków instytucje. Ale nie to najbardziej chroni Hongkong.

Miasto jest pralnią brudnych pieniędzy dla wierchuszki chińskiej partii komunistycznej. Likwidacja jego odrębności wcale nie musi być więc korzystna dla Pekinu. Wciąż lepsza jest pośrednia kontrola, za pomocą lokalnych polityków osadzonych w bardzo skomplikowanym systemie władzy, tylko częściowo demokratycznym. Szczególnie jeśli dołoży się do tego stopniowe ograniczanie autonomii uniwersytetów, mediów i kultury.

To jednak wywołuje coraz większy sprzeciw społeczny, który przeradza się w desperację, bo zegar nieuchronnie tyka. Do końca obowiązywania systemu „jeden kraj, dwa systemy” pozostało 28 lat. Wbrew pozorom nie ma w tej oazie wolności podziału na zwolenników i przeciwników włączenia do Chin. Różnice zdań dotyczą tego, jak tej inkluzji zapobiec. Ścierają się ugodowcy – do których należy m.in. szefowa administracji miasta Carrie Lam – i zrewoltowani studenci.

O ile Lam reprezentuje dobrze nam znany model ugodowca, który chce dobrze, ale ostatecznie musi robić to, co mu każe Pekin (Chiny kontrolują organ, który ją wybrał), to znacznie ciekawsi są młodzi protestujący. Uczestniczyłem w tych protestach, m.in. w niedzielę 11 sierpnia, gdy policja raniła w oko młodą pielęgniarkę. I wtedy, gdy w odpowiedzi na brutalność policji zamaskowani protestujący okupowali przez dwa dni lotnisko, jedno z największych na świecie.

Hongkońskie lotnisko to miejsce, w którym protest jest dla władzy skaraniem boskim.

Polityka 35.2019 (3225) z dnia 27.08.2019; Świat; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Miasto cierń"
Reklama