Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Multi-Tunezja

Tunis, zwolennicy Nabila Karouiego, aresztowanego kandydata na prezydenta. Tunis, zwolennicy Nabila Karouiego, aresztowanego kandydata na prezydenta. Fethi Belaid/AFP / EAST NEWS

To Tunezja zainicjowała w 2011 r. arabską wiosnę – i najlepiej na niej wyszła. Jako jedynej w regionie udało jej się zbudować system demokratyczny, a tunezyjska konstytucja, zapewniając równowagę władz, została uznana przez ONZ jako wzór i kamień milowy. Symbolem tych przemian był leciwy prezydent Beji Caid Essebsi, wybrany w pierwszych demokratycznych wyborach w 2014 r. Oczywiście po drodze nie obyło się bez kłopotów: zamachy terrorystyczne, wolne tempo przemian gospodarczych, bezrobocie, ubóstwo, frustracja młodych. Rok temu Tunezyjczycy znów masowo wyszli na ulice, protestując przeciwko polityce zaciskania pasa narzuconej przez MFW. Teraz, po śmierci Essebsiego w wieku 92 lat, odbywają się drugie wolne wybory, które mają wystawić świadectwo dojrzałości nowemu systemowi. Jest 26 kandydatów, w tym dwie kobiety. I po raz pierwszy w krajach arabskich odbyła się debata wyborcza, rozciągnięta na trzy wieczory. Niestety, zabrakło w niej jednego z faworytów – Nabila Karouiego, magnata mediów, zwanego tunezyjskim Berlusconim. Został niedawno zatrzymany pod zarzutem nadużyć podatkowych i prania brudnych pieniędzy, siedzi, ale może startować w wyborach. Rzucił z aresztu nośne hasło „wojny z ubóstwem” i jest najpopularniejszym przedstawicielem populistycznego modernizmu.

I to on, według wstępnych wyników, zmierzy się w drugiej turze z innym outsiderem spoza polityki, uniwersyteckim profesorem prawa Kaisem Saiedem. Przezwany został Robocopem, bo wyrzuca z siebie monotonnie długie i ultrakonserwatywne monologi. Jest przeciw równości kobiet i mężczyzn przy dziedziczeniu (był tu taki pomysł reformy), przeciw depenalizacji homoseksualizmu i zniesieniu kary śmierci. Co znamienne, przyciągnął wielu młodych. Klęskę ponieśli wszyscy przedstawiciele systemu, ludzie mają ich dosyć, i – niestety – sama idea wyborów: frekwencja wyniosła ledwie 45 proc.

Polityka 38.2019 (3228) z dnia 17.09.2019; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 11
Reklama