Na wieść o zwycięstwie w Jokohamie cały kraj opanowała euforia, a ludzie w RPA potrafią świętować, oj potrafią! No i byli wyposzczeni: od miesięcy nie mieli podobnej okazji. Prestiżowy puchar świata w rugby, po finałowym zwycięstwie z Anglią 32–12, po raz trzeci w historii zdobyły Springboki, jak od popularnej lokalnej antylopy nazywa się południowoafrykańska narodowa drużyna. Rzeczywiście, wszystko tutaj ociera się o historię: pierwsze zwycięstwo Antylop, w 1995 r., z prezydentem Nelsonem Mandelą gratulującym białej drużynie (bo to nie był sport dla kolorowych, pamiętacie państwo głośny film?), uznawane jest za moment narodzin tęczowego narodu, nowej wspólnoty budowanej na gruzach apartheidu. Dzisiejszy zwycięski kapitan 28-letni czarnoskóry Siya Kolisi jest rówieśnikiem obalenia apartheidu. Drużynie gratulował w Jokohamie prezydent Cyril Ramaphosa, który objął urząd w lutym, aby ratować przed upadkiem wyborczym Afrykański Kongres Narodowy, historyczną partię Mandeli. AKN ma bardzo obciążoną hipotekę; nie sprostał oczekiwaniom, a kolejni prezydenci byli coraz gorsi. Przepaści rasowej nie udało się zasypać: narodziła się ciemnoskóra klasa średnia, do której należy milioner Ramaphosa, ale rozwarstwienie nawet się pogłębiło. Nie rozwiązano kwestii rozdziału ziemi. Według danych sprzed paru dni bezrobocie sięgnęło 29,1 proc., najwięcej od 16 lat. Dobrze, że przynajmniej zdarzyła się ta dobra wiadomość.