Boliwia znalazła się w politycznej próżni w niedzielę wieczorem, kiedy Evo Morales, będący u progu czwartej kadencji jako prezydent, zrezygnował ze stanowiska. Choć 20 października zdobył w wyborach największą liczbę głosów, krajowa opozycja i organizacje międzynarodowe zarzuciły mu elektoralne oszustwo i fałszowanie wyników. Morales ustąpić nie chciał, uznając kilka dni później swoje zwycięstwo i anonsując kolejną kadencję jako głowa państwa. Niemal w całym kraju wybuchły protesty, ludzie na ulicach domagali się powtórzenia wyborów. Na ich stronę przeszła też policja, deklarując, że „nie będzie wykonywać rozkazów żadnej partii politycznej”.
Morales zszedł ze sceny w aurze spisku i politycznej niestabilności. Swoim przeciwnikom zarzucił mundurowy zamach stanu, a w obawie o swoje życie uciekł do Meksyku i poprosił tam o azyl. Opozycja rezygnację przyjęła z entuzjazmem, ale długo nikogo w miejsce Moralesa nie wskazała. Przez półtora dnia Boliwia znajdowała się w politycznym i instytucjonalnym paraliżu.
Jeanine Añez przejmuje władzę
Od wtorku oficjalnie obowiązki głowy państwa pełni Jeanine Añez. Jako wiceprzewodnicząca senatu poprzedniej kadencji była, zgodnie z konstytucją, następna w kolejce do przejęcia władzy – przynajmniej biorąc pod uwagę urzędników faktycznie zdolnych do wypełnienia tego zadania. Wszyscy, którzy mogli zrobić to przed nią, pochodzili bowiem z rządzącej dotychczas prezydenckiej partii Ruch na Rzecz Socjalizmu (MAS). Ci politycy albo uciekli z kraju razem z Moralesem, albo zrzekli się stanowisk, pozostawiając Añez jako jedyną z konstytucyjnym mandatem do sprawowania władzy.