Przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze odbyło się w grudniu pierwsze przesłuchanie w bardzo nietypowym procesie. Reprezentująca Organizację Współpracy Islamskiej Gambia oskarżyła Mjanmę (dawniej Birmę) o ludobójstwo muzułmańskiej mniejszości Rohingjów. Birmy przed Trybunałem osobiście broniła Aung San Suu Kyi, pokojowa noblistka, ongiś najsłynniejsza więźniarka polityczna świata, dziś współrządząca krajem.
Publiczne przesłuchanie zamieniło się w kolejną odsłonę medialnego melodramatu pt. „upadek ikony demokracji”. Aung San Suu Kyi jeszcze kilka lat temu była nazywana „sumieniem świata”, „współczesną Joanną d’Arc”, „nowym Gandhim”. Walcząc z juntą wojskową, spędziła 15 lat w areszcie domowym i zapłaciła wysoką cenę osobistą, tracąc rodzinę i najbliższych przyjaciół. Jej dramatyczne losy sprawiły, że stała się symbolem oporu wobec brutalnych rządów wojskowych w Birmie, a zarazem częścią popkultury. Powstały o niej liczne książki, sztuki teatralne i filmy, a zespół U2 nagrał o niej hit „Walk On”.
Dziś po tym uwielbieniu nie ma śladu. Na Zachodzie Suu Kyi to obecnie upadła ikona i zdrajczyni demokracji. Amnesty International zabrała jej tytuł ambasadorki sumienia, kilka zachodnich metropolii wycofało klucze do miast, Kanada odebrała honorowe obywatelstwo, a Uniwersytet Oksfordzki ściągnął jej portret z sali sław i zamknął studia birmańskie, bo były jej imienia. Tylko pokojowego Nobla cofnąć się nie da.
Bardzo zgniły kompromis
Wszystko przez milczenie Suu Kyi w sprawie Rohingjów, muzułmańskiej społeczności liczącej około półtora miliona ludzi. Szczególnie znienawidzeni w Birmie za swoje domniemane bengalskie pochodzenie Rohingjowie najpierw byli trzymani w warunkach przypominających apartheid, a następnie zostali (w większości) wygnani do Bangladeszu w 2017 r.