Świat

Targi o Nil

Spór o tamę na Nilu

Lech Mazurczyk / Polityka

Etiopia może napełniać największy zbiornik zaporowy Afryki, wstępnie, po latach sporów, godzą się na to Egipt i Sudan. Oba kraje leżą poniżej Tamy Wielkiego Etiopskiego Odrodzenia i są żywotnie zainteresowane tempem magazynowania wody i jej stanu na Nilu Błękitnym, będącym najbardziej zasobnym dopływem Nilu. Etiopia planowała sześcioletnią operację, ale Egipt upierał się, że proces ten musi potrwać zdecydowanie dłużej, nawet dwie dekady. Na poparcie swoich stanowisk egipscy i etiopscy przywódcy, w tym nagrodzony zeszłej jesieni pokojowym Noblem premier Abiy Ahmed, straszyli się wojną. Zarys porozumienia, negocjowanego właśnie przy amerykańskiej mediacji, zakłada, że napełnianie będzie się odbywało w porze deszczowej. Reszta szczegółów, w tym objętość wody do przechwycenia i harmonogram napełniania, powinna być znana do końca stycznia.

Patetyczna nazwa projektu jest proporcjonalna do jego kosztu. Etiopia, jedno z najbiedniejszych państw świata, zdecydowała się na inwestycję za 5 mld dol., pochodzących ze składek społecznych, nie zawsze dobrowolnych. 65 proc. z ok. 110 mln Etiopczyków nie ma prądu w domu, teraz elektryfikacja ma pójść do przodu za sprawą hydroelektrowni o mocy 6,5 tys. MW, to więcej niż moc kotłów w Bełchatowie. Z kolei egipsko-sudański sprzeciw ma silne źródła. Zmniejszony przepływ w Nilu negatywnie odbije się na tamie w Asuanie, produkującej większość energii elektrycznej Egiptu. Ograniczy dopływ wody do systemów irygacyjnych. Będzie też przypominał, że politycy w Kairze i Chartumie utracili kontrolę nad Nilem, gwarantowaną traktatem podpisanym w 1929 r. z Imperium Brytyjskim. Tyle że Etiopia tamtej umowy nigdy nie uznała. Stawia zaporę jako znak swojej suwerenności.

Polityka 4.2020 (3245) z dnia 21.01.2020; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 11
Oryginalny tytuł tekstu: "Targi o Nil"
Reklama