„Gdyby skorumpowany reżim szacha pozwolił ludziom wybierać, nie byłoby żadnej rewolucji” – obwieścił zgromadzonym na Mejdan-e Azadi (pl. Wolności) z okazji 41. rocznicy rewolucji prezydent Hasan Rouhani. Był to mało irański, bo wyrażony bardzo wprost przytyk do przedwyborczych posunięć lojalnych Alemu Chameneiemu konserwatystów.
Nie było chyba wyborów, które odbyłyby się w tak trudnym czasie: USA jednostronnie wypowiedziały umowę nuklearną, która de facto przestała obowiązywać, pogarszająca się sytuacja ekonomiczna wywołała gwałtowne protesty, Iran zestrzelił omyłkowo samolot ukraińskich linii. Analitycy na całym świecie mówili o malejącej legitymacji reżimu do sprawowania władzy, o frustracji i wypaleniu obywateli.
Iran wyklucza kandydatów
Aby zyskać pewność co do „właściwego” rozstrzygnięcia wyborów w tym niesprzyjającym czasie, władza zastosowała sztuczkę zasadzającą się na specyfice irańskiego systemu politycznego. Parlament (Madżles) jest pod kontrolą Rady Strażników Konstytucji, (nazywanej Radą Strażników). Ten 12-osobowy organ, składający się z sześciu islamskich prawników wskazanych przez rahbara (Najwyższego Przywódcę) i sześciu prawników wskazanych przez Madżles (spośród kandydatów szefa władzy sądowniczej, którego oczywiście wybiera przywódca), jest swoistym watchdogiem systemu, gwarantującym, że uchwały parlamentu będą zgodne z szariatem i konstytucją.
Rada ogłasza także zdolność prawną kandydatów w wyborach prezydenckich, parlamentarnych i do Rady Ekspertów.