Pobrexitowa Wielka Brytania przejmuje kontrolę nad zasadami imigracji. Staje się bardziej wybredna, od przyszłego roku wprowadzi system selekcji imigrantów zarobkowych, jeden dla wszystkich, także obywateli UE, dotąd korzystających z wolnego przepływu osób. Ci obcokrajowcy, którzy już na terenie Zjednoczonego Królestwa pracują, będą podlegać zasadom dotychczasowym. Za to nowi policzą punkty, z granicą legalnego etatu na minimalnym poziomie 70.
Chętni będą potrzebowali tzw. sponsora, kogoś, kto obieca posadę (20 pkt), sprawdzi kwalifikacje (20 pkt) i obowiązkową znajomość angielskiego (10 pkt). Jeśli sponsor oferuje między 23 a 25,6 tys. funtów rocznie, można dodać 10 pkt, jeśli więcej, to 20 pkt. W przypadku fachu, w którym według władz jest dużo wakatów, pojawia się szansa na kolejne 20 pkt. Dodatkowo na 10 pkt wyceniono doktorat, o ile pozostaje tematycznie zbieżny z oferowaną pracą. Humaniści są w gorszej sytuacji, skoro 20 pkt za „dr” przed nazwiskiem można dopisać za dysertację z nauk ścisłych albo inżynieryjnych.
Reformę konserwatywnego rządu zapowiada społeczeństwu minister spraw wewnętrznych Priti Patel, której rodzice, Indusi z Ugandy, prawdopodobnie nie spełniliby szykowanych kryteriów. Minister obiecuje lepsze gospodarowanie talentami. Wcześniej trzeba było przyjmować każdego z Unii i od razu dawać świadczenia, teraz ściągani mają być bystrzejsi, wykształceni i lepiej dopasowani do potrzeb gospodarki. Od reguł mają być wyjątki, np. dla artystów, naukowców czy na gwałt poszukiwanych profesji, dla których limity mogą być według potrzeb obniżane.
Tej pewności nie podzielają związki zawodowe, organizacje branżowe i stowarzyszenia przedsiębiorców, sugerują, że leczenie rynku pracy przepisami imigracyjnymi nie musi przynieść dobrych rezultatów.