Wieści o domniemanym umieszczeniu części zapasów broni jądrowej w Polsce wywołują oczywiście wiele emocji, ale jestem prawie przekonany, że USA jej do nas nie transportują.
Amerykanie mają bomby w Europie
Amerykanie mają w Europie sześć magazynów z taką bronią: bombami lotniczymi B61 Mod. 3 i Mod. 4 o różnej mocy. Moc ustawia się na głowicy, zanim umieści się ją pod samolotem. Bomby te wprowadzono do uzbrojenia w 1979 r., a jej pierwotną odmianę – w 1963 r.
Dwa amerykańskie magazyny trafiły do włoskich baz lotniczych Aviano i Ghedi, po jednym do tureckiej Incirlick, niemieckiej Büchel, holenderskiej Volkel i belgijskiej Kleine-Brogel. W Incirlick jest przypuszczalnie 50 bomb, wszędzie indziej – po 20. Te w Aviano służą amerykańskiemu 31. Skrzydłu Myśliwskiemu, wyposażonemu w F-16C Fightning Falcon. Bomby w Büchel – niemieckiemu 33. Skrzydłu Taktycznemu, wyposażonemu w samoloty uderzeniowe Tornado IDS. Z bazy Ghedi korzysta 6. Skrzydło Myśliwsko-Bombowe „Diavoli Rossi”, latające na takich samych maszynach. W Volkel stacjonują dwa holenderskie dywizjony, szkolące się w użyciu broni jądrowej. W bazie Kleine-Brogel przechowywane są bomby dla belgijskiego 10. Skrzydła Lotnictwa Taktycznego. Dwie ostatnie jednostki są wyposażone w zmodernizowane samoloty F-16AM MLU.
Czytaj też: Amerykańska strategia nuklearna. Ryzyko wojny rośnie?
Zabrać bomby z Turcji?
Cztery państwa uczestniczą w programie NATO Nuclear Sharing: Belgia, Holandia, Niemcy i Włochy (po dwa dywizjony w każdym z nich). Do niedawna była w tym gronie także Turcja, ale przeznaczone dla jej 4. Skrzydła Myśliwskiego bomby w bazie Akinci i 9. Skrzydła Myśliwskiego w bazie Balıkesir przeniesiono do Incirlick, gdzie nie stacjonuje żadna turecka czy amerykańska siła, lecz 39. Skrzydło Bazowe, czyli centrum logistyczne dla jednostek, które mogą zostać tu przerzucone. Do 2001 r. broń jądrową przechowywano też w Grecji (baza Araxos z samolotami A-7E Corsair II). Do 2006 r. była w brytyjskiej Lakenheath, gdzie stacjonuje amerykańskie 48. Skrzydło Myśliwskie wyposażone w F-15E Strike Eagle.
Amerykanie rozważają zabranie bomb z Turcji i przeniesienie ich do Niemiec. Poważna dyskusja na ten temat toczy się od października 2019 r. A ponieważ NATO powraca do koncepcji nuklearnego odstraszania, to raczej nie wywiezie broni tego rodzaju z Europy. Bomby zostaną więc pewnie przypisane do konkretnej jednostki lotniczej. Może do amerykańskich F-35A?
Bomba to nie towar na półce
Bomby nuklearne nie leżą na półkach niczym towary w hurtowni. Ich składowanie objęte jest specjalnymi procedurami i wymaga kosztownego wyposażenia. Najważniejsze jest bezpieczeństwo: bomb trzeba pilnować i przechowywać je w odpowiednich warunkach. Wszystkie wymienione bazy mają specjalne betonowe schrony PAS (Protective Aircraft Shelter), przypominające schrony na samoloty bojowe. W środku są systemy WS3 (Weapons Storage and Security System), chowane w podziemne wnęki stelaże wyposażone w liczne czujniki elektroniczne. Większość z nich jest tajna, ale są wśród nich kamery telewizyjne i termowizyjne obserwujące otoczenie, połączone sztywnym łączem z różnymi ośrodkami ochrony. Są czujniki ruchu i czujniki środowiskowe, zapewne też urządzenia reagujące na głos. Jeden taki stelaż z wyposażeniem kosztował swego czasu koło miliona dolarów. W schronach nie ma żadnych łatwopalnych materiałów – to sam beton, stal i ognioodporna izolacja.
Każdym takim kompleksem bunkrów opiekuje się dywizjon ochrony i obsługi uzbrojenia – Munitions Support Squadron (MUNSS) z przeszkolonym i starannie wyselekcjonowanym personelem.
Czytaj też: Czy grozi nam wojna atomowa?
Broń jądrowa w Polsce?
Jak to się ma do Polski? Zacznijmy od kwestii politycznych. Swego czasu wiceminister obrony Tomasz Szatkowski wspominał, że chcemy przystąpić do programu Nuclear Sharing. Ale wydaje się, że Amerykanie uważają nas za zbyt niestabilny kraj, by się na to zgodzić. Nie chcą też prowokować Rosji do posunięć odwetowych. Wieść o rozmieszczeniu broni jądrowej z USA w Polsce na pewno wywołałoby na Kremlu burzę.
A teraz kwestie militarne. Nikt nie potwierdził, że dostarczone nam F-16 są dostosowane do przenoszenia broni jądrowej. Polskie załogi nie są szkolone pod tym kątem. Nie ćwiczy się procedur podwieszania bomby i uderzeń atomowych. Wiadomo też, że na terenie Polski nie stacjonuje żadna amerykańska jednostka lotnicza, która mogłaby realizować takie ataki w razie wojny.
Do tego nie ma nad Wisłą specjalnych składów z wyposażeniem WS3. Zawsze można je zbudować, np. w Powidzu czy Mirosławcu. Amerykańskie wojsko już tam jest, a bazy systematycznie się remontuje i rozbudowuje. Ale takiego przedsięwzięcia nie dałoby się utrzymać w tajemnicy. W naszym dość gadatliwym kraju ktoś zapewne zacząłby informować o tak niezwykłej inwestycji. Jest jeszcze Redzikowo pod Słupskiem, gdzie Amerykanie budują elementy systemu przeciwrakietowego. Ale od dawna nieużywane lotnisko nie nadaje się nawet na bazę wysuniętą, przypomina już bowiem słynny Smoleńsk-Sewiernyj. Więc Redzikowo odpada.
Bomby na klatce schodowej
Wreszcie sprawa najważniejsza. Skoro USA mają składy takiej broni w Niemczech, Holandii i we Włoszech, to w razie konfliktu da się ją przetransportować do Polski. Taka operacja trwałaby najwyżej cztery–sześć godzin, tymczasem sam proces decyzyjny o użyciu tej broni zająłby znacznie więcej czasu. To zatem bezpieczniejszy wariant, niż trzymanie bomb w jakichś naprędce zbudowanych magazynach w Powidzu czy Mirosławcu, gdzie napastnik mógłby je unieszkodliwić.
Najdziwniej brzmi podana przez „Las Vegas News” informacja, że część bomb jest transportowana do jednego z państw bałtyckich. To już całkowicie nieprawdopodobne. Bo to tak, jak byśmy trzymali pudełeczko z biżuterią na klatce schodowej.
Czytaj też: Europa ściga się po F-35. Polska inaczej niż wszyscy