Pomysł „koronaobligacji”, czyli wspólnych obligacji eurostrefy na leczenie gospodarek po wstrząsie wywołanym zarazą, był najgorętszym punktem czwartkowego szczytu, który odbył się w formie telekonferencji. Takie obligacje, oznaczające uwspólnienie ryzyka finansowego (a potencjalnie długu), to temat powracający przy każdym przesileniu od blisko dekady.
Czytaj też: Obawiam się Chińczyków, nawet kiedy przynoszą dary
Konflikt Południa i Północy
Tradycyjnie „za” opowiada się Francja, a „przeciw” są Niemcy, ale teraz konflikt Południa i Północy oddaje spór włoskiego premiera Giuseppe Contego z szefem holenderskiego rządu Markiem Ruttem. Włoch ostrzega, że brak dostatecznego wsparcia Unii (miałyby je zapewnić „koronaobligacje”) odda władzę w Rzymie w ręce eurosceptycznych populistów. Holender zaś przypomina, że też ma swoich eurosceptycznych populistów, których wzmocniłaby z kolei zgoda na uwspólnienie części długu. A wybory parlamentarne w Holandii już za niecały rok.
„Jeśli chcecie używać tylko starych narzędzi przeciw tak nadzwyczajnemu kryzysowi, to zachowajcie to dla siebie. Ja tego nie chcę!” – protestował Conte ostatniej nocy. A Rutte stwierdził, że „nie wyobraża sobie okoliczności, w których Holandia zgodziłaby się na euroobligacje”. Szczyt zlecił ministrom finansów, by wypracowali projekt kompromisu w najbliższych dwóch tygodniach.
Jeszcze niedawno wydawało się, że długi i konsekwentny sprzeciw Berlina wobec euroobligacji pogrzebał ten pomysł na lata, ale z powodu koronakryzysu teraz „koronaobligacje” mocno promuje Christine Lagarde, szefowa Europejskiego Banku Centralnego.