Ponad 30 z 54 krajów Afryki zachowuje szanse na wygaszenie epidemii, informuje Światowa Organizacja Zdrowia. Miałyby tego dokonać znanymi metodami, a mają trochę czasu, bo jeszcze nie rozwinęły się u nich lokalne ogniska. W optymistycznym scenariuszu koronawirus oszczędzi kontynent i jego młodą populację. Postęp choroby spowolnić miałaby także geografia, zwłaszcza na słabiej zaludnionych i skomunikowanych obszarach.
W scenariuszu znacznie gorszym mowa o zagrożeniu egzystencjalnym, przed czym przestrzega John N. Nkengasong, szef zdrowotnej agendy Unii Afrykańskiej. Nielicznym medykom brakuje sprzętu, np. w upadłej Republice Środkowoafrykańskiej do obsługi 4,6 mln mieszkańców są trzy respiratory. W najzamożniejszych państwach na południe od Sahary kończą się zapasy masek i namiotów na szpitale polowe. Skromne moce laboratoriów przekładają się też na niewielką liczbę wykrytych przypadków. Natomiast mieszkańcy żywiołowo rozwijających się miast mają kłopot z zachowaniem dystansu i częstym myciem rąk.
Dodatkowo obraz zniekształcają objawy wirusa, podobne do malarii, która rocznie dotyka w Afryce ponad 200 mln osób. Rokowania pogarszają także inne powszechne choroby współistniejące, przede wszystkim AIDS (25 mln osób) i gruźlica (2,5 mln przypadków rocznie). Do tego trzeba dopisać koszty zwalczania epidemii. Po 25 latach wzrostów Afryka Subsaharyjska wpadnie w recesję, niosącą perspektywę kryzysu żywnościowego. Szereg rządów wykorzystuje dane lokalizacyjne telefonów, wprowadzono nakazy izolacji, ograniczenia w poruszaniu się, stany wyjątkowe i godziny policyjne, także z przesadą: w Kenii od przypadkowej policyjnej kuli zginął 13-latek. Przed wykorzystywaniem okazji przez rządzących, zamachem na konstytucje i prawa obywatelskie ostrzegają opozycje z wielu państw.