Była sobie wioska nad rzeką. Pewnego dnia jej mieszkańcy zauważyli, że z wartkim nurtem spływają dzieci: krzyczą, machają rękami, zachłystują się wodą i toną. Większość dorosłych rzuca się na ratunek, choć dzieci jest za dużo, żeby uratować wszystkie. Niektórzy stoją i patrzą. A jeden z mieszkańców odchodzi. „Jak można być takim nieludzkim!” – krzyczą za nim sąsiedzi. Ten odpowiada im, że idzie w górę rzeki, aby znaleźć miejsce, gdzie dzieci weszły do wody. I zatrzymać następne.
Ta opowieść, często wykorzystywana w psychologii, ma ilustrować dylemat między rozwiązaniem docierającym do źródła problemu i tym likwidującym jego widoczne efekty. W przypadku tej epidemii źródłem była odruchowo i intuicyjnie podjęta decyzja, aby ograniczyć skalę zachorowań bez względu na koszty.
Pod koniec kwietnia ponad 4 mld ludzi jest wciąż w lockdownie, czyli żyje w systemie obostrzeń, łącznie z zakazem wychodzenia z domu, który ma zatrzymać rozprzestrzenianie się koronawirusa. Jak długo jeszcze? „Aż wirus zostanie ostatecznie pobity” – powiedział po wyjściu ze szpitala brytyjski premier Boris Johnson. Czyli kiedy? Gdy wszyscy wyzdrowieją? Do wynalezienia szczepionki?
Strategia wyjścia
Szczepionka może być gotowa za 12 do 18 miesięcy. I to jest dziś jedyny realny horyzont czasowy pandemii. Do tego czasu wszystko zależy od krajowych obostrzeń. Gdyby ich nie było, to według Imperial College London do końca roku zaraziłby się prawie każdy mieszkaniec Ziemi, a 40 mln by umarło. Economist Intelligence Unit twierdzi, że przy obecnych lockdownach i tak zarazi się 50 proc. globalnej populacji, 20 proc. będzie miało symptomy i do 3 proc. umrze. Najbardziej optymistyczny scenariusz Imperial College (pełne obostrzenia i ich przestrzeganie) to 2 mln ofiar.