Holger Strauch (49 lat) jest berlińczykiem. Fascynuje go Hiszpania, jeździ tam regularnie co roku, hiszpańskiego uczy się od lat. O oddalonej o 100 km od Berlina Polsce wie, że rządzi nią Kaczyński, Polacy są religijni i nie lubią obcych. I że to kraj tani. Po raz pierwszy pojechał do Polski 10 lat temu. Dokładnie – do przygranicznych Słubic, na Polenmarkt, miejskie targowisko. Od tej pory regularnie, raz na miesiąc, jeździ na granicę: kupuje tańsze papierosy, wędliny, czasami idzie na obiad. Od dwóch lat zastanawia się, czy nie pojechać dalej, do Szczecina czy nawet Poznania. Podobno to ładne miasta, mówi. Ale na razie na zastanawianiu się kończy. Wakacje spędził w Chorwacji.
Blisko, choć nadal daleko. Holger nie jest wyjątkiem – wynika z tegorocznego Barometru Polska-Niemcy, analizy, która od 20 lat pokazuje wzajemny wizerunek Polaków i Niemców. Tylko 31 proc. Niemców odwiedziło sąsiednią Polskę przynajmniej raz po 1990 r., wliczając w to krótki wypad po zakupy. Po drugiej stronie nie jest dużo lepiej: tylko 36 proc. Polaków odwiedziło po 1990 r. Niemcy. Ten odsetek nie zmienia się prawie od kilkunastu lat. I to mimo licznych programów wymiany, spotkań młodzieży czy popularności polskich sanatoriów wśród niemieckich emerytów.
Wzrost neutralnych
Tylko co piąty Polak ma znajomych czy krewnych Niemców. W Polsce kontakty ma mniej niż co dziesiąty Niemiec. Częściej stykają się z Polakami we własnym kraju. Szacuje się, że w Niemczech mieszka ok. 2 mln osób z polskim pochodzeniem (pochodzących z Polski, więc również przesiedleńców), w tym ponad 800 tys. osób z tylko polskim obywatelstwem (osoby z podwójnym obywatelstwem w statystykach zaliczane są jako Niemcy). To nie tylko imigranci zarobkowi, ale i polscy współmałżonkowie. Polki – po Turczynkach – są drugą największą grupą cudzoziemek, z którymi Niemcy zawierają małżeństwa.