W piątek europejscy liderzy nie dogadali się w sprawie Funduszu Pomocowego dla UE. Chodzi o plan zwiększenia budżetu wieloletniego Unii – z 1,1 do 1,85 bln euro. Komisja Europejska, która jest autorem pomysłu, chce w ten sposób reanimować unijną gospodarkę zdruzgotaną przez pandemię. Plan wzbudza kontrowersje przede wszystkim dlatego, że zakłada wspólne zapożyczenie się na jego poczet przez całą Unię na skalę dotąd niespotykaną. Ale problemów, które ujawniły się podczas wideoszczytu, jest więcej.
Przeciwnikami Funduszu są państwa tzw. oszczędnej czwórki, czyli Austria, Dania, Holandia i Szwecja, wspierane w różnych sprawach przez Czechy i kraje bałtyckie. Nie podoba im się nie tylko „uwspólnotowienie długu”, które według części ekspertów łamie traktaty, ale również fakt, że większość tych pieniędzy Unia rozda w formie grantów, a nie pożyczek. Największy spór dotyczył jednak zasad rozdziału pomocy. Komisja chce, aby na tzw. klucz alokacji składały się trzy czynniki: populacja kraju beneficjenta, PKB per capita i średni poziom bezrobocia z lat 2015–19. Sprzeciw bogatszych państw wzbudził ten ostatni czynnik – dlaczego sięgać tak daleko w przeszłość i karać za reformy, które przyniosły spadek bezrobocia?
Brak porozumienia w piątek nie był zaskoczeniem – realne i pozorowane spory są elementem unijnego rytuału, który zakończy się zapewne przyjęciem porozumienia już w lipcu. Szczególnie że już widać, na czym polega taktyka niektórych „oszczędnych”. W weekend wiedeński „Der Standard” napisał, że austriacki rząd, w zamian za poparcie Funduszu, oczekuje zgody Komisji na niższy VAT w gastronomii (5 proc.). I tak zapewne – przy sznyclu i piwie – jakoś się dogadają.